Niestety, złoty jest silny słabością gospodarki. Rozlazły budżet (deficyt, nierealistyczne założenia), wątpliwa trwałość wzrostu eksportu i czkawka po nie tak dawnych upokorzeniach inflacyjnych sprawiają,
że stopy procentowe pozostają ?urzędowo? na wysokim poziomie.
Jak tu zacząć, żeby nie zabrzmiało defetystycznie? Może więc tylko fakty... Budżet się sypie, gospodarka grzęźnie, w firmach dzieje się źle, na giełdzie od miesięcy bessa, populiści gardłują o obniżanie płac bankowców, zjednoczony front chłopsko-robotniczy chce odwołać minister skarbu (co może pogrzebać nawet przycięty budżet), politycy dostają przedwyborczego szału obiecując gruszki na wierzbie... A tymczasem nasza waluta oślepia wręcz swą pozorną siłą.
Siła to pozorna i niebezpieczna. Naiwni optymiści patrzą bowiem na notowania walutowe i mogą łudzić się, że z naszą gospodarką widać jest wspaniale, skoro złoty taki mocny. Na liście dyskusyjnej PARKIETU pojawił się nawet wręcz desperacki post jednego z obrońców tezy o fundamentalnych przesłankach wielkiej mocy złotego. ? Złoty to najsilniejsza waluta świata, więc z gospodarką wszystko jest w porządku ? tak mniej więcej rozumował ów entuzjasta.
Niestety, złoty jest silny słabością gospodarki. Rozlazły budżet (deficyt, nierealistyczne założenia), wątpliwa trwałość wzrostu eksportu i czkawka po nie tak dawnych upokorzeniach inflacyjnych sprawiają, że stopy procentowe pozostają ?urzędowo? na wysokim poziomie, co napędzało zagraniczne inwestycje portfelowe w papiery dłużne, umacniając złotego. Perspektywa wypłat niemieckich tzw. odszkodowań za pracę niewolniczą również zrobiła swoje. Do tego dołożyło się jeszcze oczekiwanie strumienia walut z inwestycji prywatyzacyjnych. W sumie więc złoty zyskał na wartości trochę niezasłużenie, gdyż nie wynika to wcale ze stanu fundamentów gospodarki.