Koniec fikcji

Publikacja: 11.07.2001 18:29

W ostatnich dniach obserwujemy koniec ekonomicznej fikcji, jaką zaserwowano nam w ustawie budżetowej i w trakcie jej realizacji. To, co działo się z naszą walutą od kilku miesięcy i co dzieje się obecnie, to w dużej mierze wynik weryfikacji tej fikcji przez rzeczywistość.

Zjawiska typu economic fiction często współwystępują z political fiction. Można z dużym prawdopodobieństwem sądzić, że w wielu przypadkach różnego rodzaju polityczne fikcje mają całkiem realny wpływ na gospodarkę.

Warto przypomnieć, że przed miesiącem minęła rocznica istotnego wydarzenia politycznego ? 7 czerwca 2000 r. rozpadła się koalicja AWS i Unii Wolności i został utworzony rząd mniejszościowy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to, co dzieje się obecnie na naszej scenie politycznej, przypomina nieco tamten okres. Mimo iż do wyborów parlamentarnych ? i w konsekwencji do zmiany rządu ? pozostały około dwa miesiące, z gabinetu w przyspieszonym tempie odchodzą szefowie resortów. Najpierw ministrowie sprawiedliwości i kultury, teraz zagrożony jest wiceminister obrony narodowej, w międzyczasie nieudana próba odwołania minister skarbu. Ostatnio wreszcie prezydent RP zasugerował jednoznacznie, że do dymisji powinien podać się minister finansów.

Większe emocje towarzyszyły nam chyba jednak przed rokiem. Wówczas jeden ze znanych polityków uspokajał: ?Dramatu nie będzie. A jeśli uda się przyjąć budżet na rok 2001, to możliwe, że rząd przetrwa do wyborów parlamentarnych?. No cóż, można powiedzieć, że rząd przetrwał. A że w mocno zmienionym składzie, to już inna rzecz.

Wróćmy jednak do naszej fikcji ekonomicznej. Przypomnijmy, że pierwotne założenia budżetu, którego przyjęcie uratowało rząd i pozwoliło mu ?przetrwać?, były następujące: deficyt 1,5% PKB, wzrost gospodarczy 5,5% PKB, inflacja na koniec roku 5,5%, deficyt na rachunku obrotów bieżących skutecznie hamowany. Z dwóch pierwszych zostały dziś strzępy (ostatnie szacunki mówią o deficycie ekonomicznym na poziomie 3,6% PKB, a a więc dwukrotnie wyższym niż uchwalony, natomiast wzrost PKB w najlepszym razie osiągnie około 2%, a nie 4,5%, jak ostatecznie mówiła ustawa), o dwa ostatnie zaś toczona jest wciąż bohaterska walka.

Z nierealności tych założeń wielu obserwatorów zdawało sobie sprawę, Rada Polityki Pieniężnej zaś dała temu oficjalny wyraz. O tym, co sądzili na ten temat inwestorzy zagraniczni, można się było przekonać obserwując to, co działo się na rynku kapitałowym i walutowym. Zadziwiająca tylko była siła naszej waluty.

Ekscytując się gwałtownym osłabieniem złotego w ostatnich dniach powinniśmy zwrócić uwagę, że z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia przed ponad rokiem, i to w podobnych pod pewnymi względami okolicznościach. Od początku września 1999 r. do połowy kwietnia 2000 r. kurs dolara oscylował spokojnie w przedziale 4,1?4,34 zł. Od 12 kwietnia do 5 maja ubiegłego roku wzrósł z 4,1 do 4,63 zł, a więc o 13%. W tym czasie narastał już kryzys polityczny, zakończony rozpadem koalicji i utworzeniem rządu mniejszościowego. Co prawda, rozstrzygnięcie niepewności, czyli ogłoszenie przez Unię Wolności wystąpienia z koalicji spowodowało przejściowe wzmocnienie się naszej waluty, jednak w październiku 2000 r. za dolara trzeba było zapłacić aż 4,71 zł, a więc o 15% więcej niż w kwietniu.

W okresie spokojnej deprecjacji złotego, czyli od września 1999 r. do marca 2000 r. WIG wzrósł o 60%, ustanawiając historyczny rekord notowań. Do października 2000 r. ? a więc w okresie silnego spadku kursu złotego ? indeks wrócił do poziomu, z którego rozpoczął zwyżkę ? najniższy lokalny poziom WIG (14 929) zbiegł się niemal idealnie z najniższym kursem złotego (4,71 zł za dolara). Od października 2000 r. do marca bieżącego roku złoty radykalnie się umacniał, osiągając poziom poniżej 4 zł za dolara, jednak początkowo nie miało to negatywnego wpływu na indeks giełdowy ? WIG wzrósł do grudnia ubiegłego roku o 21%. Na dłuższą metę jednak nie był w stanie wytrzymać rosnącej siły polskinimum sprzed dwóch lat.

Historia zdaje się powtarzać. Mamy swego rodzaju kryzys rządowy, spowodowany przetasowaniami personalnymi i politycznymi, a przede wszystkim kryzys finansów państwa (choć na razie bardziej odpowiednie byłoby chyba słowo kryzysik), wynikający z ekonomicznej fikcji budżetowej. Mamy wreszcie dynamiczne osłabienie złotego, a więc wszelkie przesłanki ku temu, by giełda znalazła twarde dno, pewnie gdzieś w okolicach 4,7 zł za dolara. Wówczas być może do zakupów przystąpią inwestorzy zagraniczni. Tylko czy nie są oni na dłużej zniechęceni ekonomicznymi i politycznymi fikcjami, jakie mieli okazję obserwować? Wszystko zaś wskazuje na to, że do wyborów czeka ich jeszcze niezłe widowisko. A więc zaczną kupować już teraz, czy poczekają na to, co zrobi nowy rząd?

Roman Przasnyski

PARKIET

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?