Ulga, z jaką została przyjęta urodzona z trudem decyzja rządu o nowelizacji budżetu, jest rzeczą przyjemną. Ale poddając się tej przyjemności, nie powinniśmy chyba rozluźniać się aż do granic przyzwoitości. Ulga ? ulgą, ale trochę skupienia w pracy zdecydowanie jednak nie zaszkodzi.
Sens nowelizacji sprowadza się do zwiększenia deficytu o 8,6 mld zł. Skala cięć w ogóle nie została określona. Liczba 17 mld ubytków w dochodach jest wirtualna. Ona w ogóle nigdzie nie padnie w oficjalnych dokumentach. Stąd nowelizacja obejmie wyłącznie powiększenie deficytu. I to na dodatek o wielkość, o której rynek wie, że jest zaniżona w stosunku do ubytku dochodów. A wszystko dlatego, że nie ma zgody politycznej na nazwanie w nowelizacji po imieniu skali koniecznych cięć.
Co ma z tym zrobić rynek? Po takiej nowelizacji rynek wie jedno: podniesienie deficytu o 8,6 mld zł jest pewne ? cięcia niepewne. Żeby coś takiego w oczach rynku uprawdopodobnić, niezbędne są dwie rzeczy: nowelizacja musi być zatwierdzona jeszcze przez ten parlament; konieczna jest autoryzacja tej sztuczki przez opozycję. Chodzi o to, żeby zakotwiczyć powiększony deficyt w ustawie budżetowej. Chodzi też o to, żeby po wyborach nowy rząd i parlament nie stwierdziły, że jednak mniej będą ciąć, a bardziej powiększać deficyt.
Gdyby nowelizacja w tej postaci, którą można nazwać ?realny deficyt-domyślne cięcia? nie została przyjęta przez ustępujący parlament, to rynek tego nie kupi. ?Elastyczne? stanowisko rządu co do skali koniecznych cięć otwiera z pewnością przed następnym rządem i następnym parlamentem drogę do zwiększenia deficytu ponad 8,6 mld. A to oznacza realną groźbę powtórnej nowelizacji i powiększenia deficytu po wyborach, o ile tylko nowy rząd podzieliłby w tej materii stanowisko reprezentowane w obecnym gabinecie przez zdecydowaną większość ministrów. Dlatego potrzebna jest zdecydowana deklaracja opozycji, że uszanuje strategię faktów dokonanych, nie odwołując cięć wydatków.
Tak, moim zdaniem, należy interpretować kompromis między Baucem a Kropiwnickim, z czynnym udziałem Belki. I nie jest to wcale interpretacja skrajnie pesymistyczna.