Historia czasem lubi się powtarzać. Analitycy techniczni na tym założeniu konstruują swoje prognozy. Twierdzą uparcie, że bessa kończy się zwykle jakąś ?formacją odwracającą? i na ogół nie następuje to
w sposób gwałtowny. Od tej zasady bywają jednak wyjątki.Na początku lutego 1998 r. komentarze giełdowe najczęściej opatrzone były takimi tytułami, jak np.: ?Wielkie kupowanie?, ?Rekordowy popyt na polskie akcje? itp. Rzeczywiście, w tym czasie mieliśmy okazję obserwować gwałtowny wzrost obrotów i dynamiczne zwyżki kursów akcji na GPW.
W okresie poprzedzającym te wydarzenia trudno dopatrzyć się jakiejkolwiek typowej formacji wskazującej na zmianę trendu. Mało tego ? dynamiczne wzrosty nastąpiły zaledwie dwa tygodnie po gwałtownym załamaniu rynków finansowych w Azji, którego skutki odczuły wyraźnie wszystkie giełdy na świecie, łącznie z tymi największymi i najbardziej znaczącymi, nie mówiąc już o emerging markets.
Nasz rynek znajdował się w dramatycznej sytuacji. W drugiej połowie października 1997 r. jednym niemal nieprzerwanym ruchem WIG obniżył się o ponad 3000 pkt. (o 17%). Do początku stycznia 1998 r. spadek jeszcze się pogłębił, sprowadzając indeks do poziomu o 27% niższego od poprzedniego szczytu. I nagle nastąpił całkowity zwrot. W ciągu dwóch miesięcy WIG wzrósł o 37%, ustanawiając nowy szczyt.
Początkowo odbywało się to przy dość mizernych obrotach. Jednak wkrótce do zakupów ruszyły zastępy inwestorów zagranicznych i w lutym właściciela zmieniało na każdej sesji blisko 10 mln akcji, a średnia wartość obrotów sięgała 244 mln zł, a więc była najwyższa od czasów pamiętnej hossy z przełomu lat 1993?94. Przy takim wsparciu bessa musiała polec nagłą śmiercią.