Ocena tego, czy akcje są tanie, czy też nie, nie jest sprawą łatwą. To, co dla jednego jest tanie, dla innego może być wciąż zbyt drogie. Poza tym, ze stwierdzenia, że coś jest tanie, niewiele wynika dla przeciętnego inwestora. Przecież zawsze może być tańsze, co rynek wielokrotnie udowadniał, zaskakując
wielu graczy.
Okres długotrwałego, silnego spadku kursów, jaki obserwujemy na naszej giełdzie już od piętnastu miesięcy, sprzyja rozważaniom na temat oceny wartości akcji. Wszyscy zadają sobie pytanie, kiedy zniżki się zakończą. Oczywiście, w gruncie rzeczy nie chodzi tu o termin, lecz o poziom kursów akcji i wartości indeksów. W poszczególnych fazach bessy pojawiają się opinie, że akcje są już bardzo tanie, wręcz skrajnie niedowartościowane, wydaje się, że taniej już być nie może. Niektórzy rozważania te prowadzą w wymiarze bardzo materialnym ? stawiają pieniądze, a twierdzenie, że zawsze może być taniej, weryfikują w praktyce. Bardzo często okazuje się, że jest ono prawdziwe, tyle że sprawdzanie tego na giełdzie czasem sporo kosztuje. Rynek rządzi się swoimi prawami.
Ktoś może w zdenerwowaniu powiedzieć ? z tymi prawami i mądrością rynku to banał. Przecież ktoś do cholery te akcje sprzedaje, ktoś bardzo konkretny. Może fundusze, może zagranica, może leszcze, może nawet mój kolega z biura... Czy oni powariowali? Sprzedawać papiery za bezcen! Przecież ewidentnie na tym tracą, przecież jest pewne, że tak tanio być nie może, że te ceny nie mają żadnego uzasadnienia. W czasie takiej bessy jak ta tracą wszyscy, i to tracą niemało. Mówiąc w pewnym uproszczeniu (zakładając, że nie dokonywano transakcji w tzw. międzyczasie wykorzystując lokalne ruchy cen i trzymano papiery do tej pory) ? sprzedając dziś akcje tracą na nich wszyscy ci, którzy kupowali je w okresie od połowy stycznia 1999 r., biorąc jako podstawę porównań WIG. W przypadku takich spółek, jak np. Elektrim i wiele, wiele innych dotyczy to okresu nawet od 1996 r. To prawdziwa determinacja sprzedających. Jeśli decydują się oni na pozbycie się papierów, to znaczy, że nie tylko nie wierzą w ich wzrost w najbliższym czasie, ale wręcz obawiają się dalszych spadków. A więc ? pomijając nawet opory psychiczne ? nie będą skłonni tak szybko przystąpić do zakupów. Kto więc będzie kupował akcje? Nowi inwestorzy ? tych raczej nie przybywa i nie ma co na nich liczyć. Ci, którzy po raz kolejny uznają, że taniej być nie może ? kiedyś na pewno będą mieli rację. A może ci, którzy na akcje patrzą z nieco innej perspektywy niż przeciętni giełdowi inwestorzy?
Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że nie istnieje jedna uniwersalna ocena atrakcyjności akcji. Jest ona różna dla różnego rodzaju inwestorów i opiera się na różnych przesłankach. Jest oczywiste, że inna będzie dla ?drobnego ciułacza? dysponującego niewielkim kapitałem (gatunek w Warszawie niemal wymarły), inna dla day-traderów, zupełnie inna dla dużych inwestorów finansowych i jeszcze inna dla inwestorów branżowych.