Dziękuję za cierpliwość

Publikacja: 01.08.2001 18:01

Monolog pani siedzącej przed monitorem, w którym powtarzały się zwroty ?no, nie wiem?, ?niemożliwe?, ?co się dzieje??, wyraźnie nie pomagał. Po ok. 20 minutach stwierdziłem, że przerwę tę ciekawą wymianę zdań i wiedziony zawodową ciekawością spytałem, jaki to system. ?DOS? ? usłyszałem. ?Nie mam więcej pytań? ? pomyślałem.

W miarę rozwoju rynku kapitałowego pojawiało się coraz więcej możliwości oszczędzania i zarabiania pieniędzy. Na początku lat dziewięćdziesiątych wybór był niewielki.

Ograniczał się praktycznie do lokaty bankowej. Później pojawiły się nowe możliwości.

Ci bardziej ?bojaźliwi? mogli wybrać ?zysk bez ryzyka?, czyli obligacje skarbu państwa. Dla zwolenników szybszego pomnażania zysków pozostawała giełda. Lukę pomiędzy tymi dwoma sposobami wypełniły w końcu fundusze inwestycyjne, które z jednej strony miały zapewnić większe bezpieczeństwo niż inwestycje na giełdzie, a z drugiej ? większy zysk niż zakup papierów dłużnych.

Jednostki uczestnictwa funduszy inwestycyjnych, jak zapewniali ich przedstawiciele, w krótkim okresie mogą, co prawda, podlegać wahaniom, jednak w długim horyzoncie... (o pięknych wizjach zysków w długim okresie z przyzwoitości nie będę pisał, polecam gazety z tamtego okresu). Podstawowa zasada inwestowania, czyli dywersyfikacja ryzyka, skłoniła mnie do inwestowania miesięcznie niewielkiej kwoty w jednostki uczestnictwa. Był koniec 1999 r. Po krótkim rekonesansie zdecydowałem się na akcyjny fundusz inwestycyjny. Formalności w biurze maklerskim były krótkie. Aby uniknąć kłopotów, złożyłem jeszcze stałe zlecenie przelewu i... zapomniałem.

Przez ponad półtora roku, co miesiąc mój rachunek zasilała stała kwota. Co miesiąc otrzymywałem raport o stanie inwestycji. Jako że przez pół roku moje środki wzrosły o kilkadziesiąt procent, w przeświadczeniu o trafnym wyborze nie otwierałem kolejnych koperty, które trafiały do szuflady lub kosza.

Jak to często bywa nagły odpływ gotówki skłonił mnie do wypłacenia środków z funduszu. Była późna wiosna 2001 r. Ówczesna kondycja naszej giełdy była mi znana, więc stan rachunku nie był dla mnie dużym zaskoczeniem.

W biurze maklerskim uśmiechnięta pani spytała, co mnie sprowadza. Wyjaśniłem, że chcę umorzyć jednostki uczestnictwa. Na pytanie, co skłoniło mnie do takiej decyzji, odpowiedziałem (pomijając kwestię mych nagłych potrzeb finansowych), że po półtora roku oszczędzania mam ok. 10% środków mniej niż wpłaciłem, nie mówiąc o zyskach. ? Chyba się Pan nie dziwi ? usłyszałem. Stanem rachunku się nie zdziwiłem, zawodowym podejściem mojej interlokutorki ? owszem.

Chcąc szybko załatwić formalności, nie wdawałem się jednak w dalszą dyskusję. Tu jednak zaczęły się kłopoty. Na wstukiwane na klawiaturze rzędy cyfr komputer uparcie nie odpowiadał.

Monolog pani siedzącej przed monitorem, w którym powtarzały się zwroty ?no, nie wiem?, ?niemożliwe?, ?co się dzieje??, wyraźnie nie pomagał. Po ok. 20 minutach stwierdziłem, że przerwę tę ciekawą wymianę zdań i wiedziony zawodową ciekawością spytałem, jaki to system. ?DOS? ? usłyszałem. ?Nie mam więcej pytań? ? pomyślałem.

Po kolejnych 20 minutach uśmiech na twarzy siedzącej naprzeciw pani uświadomił mi, że procedura ma się ku końcowi. Szczęśliwy, że wszystko udało się załatwić, usłyszałem na odchodnym: ? Dziękuję za cierpliwości. Jako że należę do ludzi, którym ta cecha jest raczej obca, półtora roku ?cierpliwości? uważam za duży sukces. Współczuję tylko wszystkim, którzy są dużo cierpliwsi ode mnie.

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?