Portfele polityków pełne akcji...

Publikacja: 03.08.2001 21:54

... czyli o pożytkach z opowiastek

Barwne opowieści o zarabianiu polityków na giełdzie, poza walorami humorystycznymi mają tę zaletę, że naprawdę mogą skłonić słuchaczy do szukania zysków na parkiecie. Trudno bowiem o lepszą motywację niż zazdrość czy wręcz zawiść. Jednych pcha ona w objęcia destrukcyjnej bezsilności, innych zachęca

jednak do działania. Tłum żądnych fortuny graczy ? tego nasz rynek potrzebuje jak powietrza.

Polska giełda to chyba jakiś fenomen. Wszystko wskazuje na to, że coraz mniej osób na niej inwestuje. Biura straszą pustymi salami. Tymczasem z niespodziewaną odsieczą wizerunkową podążają ci, którzy to właśnie giełdę wskazują jako źródło swojej zamożności. Mamy więc znakomitego gracza giełdowego jako prezydenta wielkiego miasta. Ba, okazuje się, że zastrzelony niedawno były minister też był ponoć inwestorem giełdowym. A ? zważywszy na to, iż miał grać na giełdzie belgijskiej ? można wręcz mówić o międzynarodowym rajderze...

Niektórym pewnie się wydaje, że w magiczny sposób można wygodnie wytłumaczyć pochodzenie majątków. I chyba nie dociera do nich ów humorystyczny aspekt takich opowieści. Co wywołuje jednak nie tylko rozbawienie, ale i furię inwestorów giełdowych (polecam lekturę naszej stałej rubryki ? ?Z listy dyskusyjnej PARKIETU? ? dziś na stronie 5).

Z naszych informacji wynika, że ? przynajmniej na razie ? weryfikacją rewelacyjnych historii nie zajmie się Komisja Papierów Wartościowych i Giełd. I jeśli sami zainteresowani nie zechcą ujawnić potwierdzonej przez biura historii swych rachunków, to nie dowiemy się, czy mamy do czynienia z geniuszami giełdowymi czy też z bezczelnym i żenującym zmyślaniem. ? Wyborcy powinni zweryfikować wiarygodność takich opowieści ? uważa jeden ze znajomych specjalistów.

Cała historia może, jak już zauważyłem, poprawić fatalny wizerunek naszej giełdy. Bo chęć naśladowania sukcesów materialnych może skłonić do odnowienia lub rozpoczęcia romansu z giełdą. No bo skoro mówią, że można się na niej dorobić, to może warto spróbować... A nuż jest w tych opowieściach przynajmniej trochę prawdy... Z drugiej strony, ryzyko jest jednak takie, że ? w przypadku sporej części obywateli ? utrwalić się może obraz giełdy jako miejsca pomnażania majątku tych, którzy i tak już mają bardzo dużo. Co byłoby uproszczeniem równie niesprawiedliwym, jak groźnym.

PS. Pamiętam wielkie zdziwienie jednego z dziennikarzy, kiedy opowiadałem mu o kilku swoich fatalnych błędach giełdowych, które kosztowały mnie sporo nerwów i sporo pieniędzy. Przyzwyczajony był widać bowiem tylko do opowiadań o krociowych zyskach i samych genialnych transakcjach. Upowszechnianie wzorców źle pojmowanego marketingu sprawiło, że w naszym pięknym światku giełdowym wręcz nie przystoi mówić prawdy. Większość inwestorów wyobraża sobie pewnie, że trzeba widocznie bezustannie grać twardziela i opowiadać dyrdymały o nieprzerwanym paśmie sukcesów rynkowych. To zresztą chyba charakterystyczne dla tych, którzy z giełdą, biurami maklerskimi i aktywną grą nie mają wiele wspólnego.

[email protected]

Łukasz Kwiecień

PARKIET

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?