Pomimo niezwykłej, ujawnionej niedawno skali problemu budżetowego, to nie Polska skupia uwagę światowej opinii gospodarczej. Rewelacje ministra Bauca zostały przesłonięte przez doniesienia z Japonii, Turcji i Argentyny.
Drakońskie programy naprawcze, przyjęte w tych krajach, są miarą przeżywanych tam kłopotów. Powinny być przestrogą dla Polski.
Uprzytamniają koszt, jaki musi ponieść społeczeństwo, jeśli sanacja jest spóźniona. Polska doszła do ściany w odkładaniu reform finansów publicznych. Ale ? obierając odpowiedzialny kurs w polityce fiskalnej ? może jeszcze rozbroić czarny scenariusz przeistoczenia się kryzysu finansowego, dotykającego 10 milionów klientów budżetu, w kryzys gospodarczy, który dotknie 38 milionów Polaków.
Inwestorzy i analitycy wiedzą, że Polska jest otwarta na złe i dobre możliwości. Dźwignie się z impasu albo będzie się dalej staczać po równi pochyłej. Osądzą nas wedle jakości budżetu 2002. Na razie widzą kraj wypłacalny, który sprowadził niedobory na rachunku obrotów bieżących w granice bezpieczeństwa, ma solidne rezerwy walutowe, względnie niski poziom zadłużenia krótkoterminowego i niezłą dynamikę eksportu. Zadłużenie zagraniczne w relacji do wartości eksportu spadło do 170%, gdy w Argentynie przekroczyło 420%. Ogólne zadłużenie publiczne (40% PKB) mieści się w kryteriach z Maastricht, gdy w Japonii wymknęło się zupełnie spod kontroli i osiąga poziom 130% PKB.
Ten chłodny sposób wyceny naszego kraju, właściwy analitykom, rozmija się z wewnętrznymi, emocjonalnymi ocenami kondycji gospodarki i tłumaczy spokojne reakcje zagranicy. Zmienią się one, gdy polityczna wygoda zwycięzców wyborów z września 2001 roku podpowie im brak dyscypliny fiskalnej lub zachęci do zamachu na niezależność banku centralnego.