Rząd zweryfikował własnego ministra finansów. Przywołani eksperci nie spełnili nadziei na dobre wiadomości i trzeba się pogodzić z wyliczeniami Jarosława Bauca.
Jest to zła wiadomość dla rynku kapitałowego, gdyż szukanie dodatkowych źródeł dochodów jest politycznie łatwiejsze niż ostre cięcia wydatków. Osobiście nadal nie mam jasności, w jaki sposób kontrolowana sytuacja w finansach publicznych roku 2000 (deficyt ekonomiczny rzędu 2% PKB) zamieniała się w otwarty budżet w br. i potencjalny dramat budżetowy roku 2002, ale tak wynika z obliczeń i wariant pasywny, oznaczający dziurę budżetową 80?90 mld zł, należy wykluczyć spośród sensownych możliwości. Koniec chowania głowy w piasek. Przyszedł czas na wskazanie środków zaradczych. Ujawni się teraz konflikt między gospodarką i demokracją.
Z punktu widzenia gospodarki, najlepsze są takie sposoby równoważenia budżetu, które nie psują koniunktury ? zatem raczej szukanie oszczędności, w tym zamrożenie transferów socjalnych, niż podwyżka podatków. Względy polityczne wskazują odwrotny kierunek. Zarówno rządzący przed wyborami, jak i zwycięzcy jesiennych wyborów ? w trosce o podtrzymanie mandatu zaufania ? wybiorą zapewne ciężary podatkowe, a nie narażanie się wielomilionowej klienteli budżetu. Rynek kapitałowy to jeden z terenów poszukiwania nowych dochodów. Przychodzi to w najmniej stosownym momencie. W obliczu niepewności inwestorzy zagraniczni raczej zamykają pozycje na warszawskiej giełdzie.
Niezależnie od planów publicznych ofert PZU i TP SA, apogeum prywatyzacji, jako czynnika ożywiającego rynek, mamy już za sobą. Niepokój wzbudziły zapowiedzi sięgnięcia po aktywa OFE, w ramach sanacji budżetu. Kapitalizacja giełdy spada i długofalowo biorąc, nasz dziesięcioletni rynek znalazł się na rozdrożu. Na dobrą sprawę, sytuacja wymaga świadomego programu promocji polskiego rynku kapitałowego, z uwzględnieniem ulg podatkowych, zachęt dla średnich przedsiębiorstw i strategii prywatyzacji giełdy. Zanosi się jednak na coś zupełnie przeciwnego. Wygląda na to, że nasz stagnacyjny rynek padnie ofiarą fiskusa.
Opodatkowanie zysków kapitałowych, czyli dochodów z giełdy, lokat bankowych i nieruchomości widnieje w planach naprawczych Ministerstwa Finansów. Ma przynieść kilkanaście miliardów złotych urobku. Jest to politycznie łatwiejsze niż redukcja wydatków. Ale ów fiskalny urobek może być iluzją, jak tego dowodzi przykład wyśrubowanej akcyzy na papierosy i alkohole, co przyniosło w efekcie spadek wpływów budżetowych. Pamiętajmy, że wytrzymałość rynku ma swoje granice!