Gdzie są rady nadzorcze?

Publikacja: 30.08.2001 20:39

Miłe spotkanko w sympatycznym gronie. Może jakaś kawka, koniaczek... Gadanie o tym ?co tam (czyli w spółce) słychać?. I z poczuciem dobrze zainwestowanych kilku godzin można spokojnie pomyśleć o kasie, która wpłynie na konto. Z tytułu katorżniczej pracy w radzie nadzorczej spółki. To znaczy z tytułu figurowania w spisie członków rady...

Oczywiście, nie jest tak wszędzie i zawsze. Ale ? po często koszmarnych efektach zarządzania w polskich spółkach ? można wnioskować, że nie tylko menedżerowie, ale i ich teoretyczni nadzorcy (i partnerzy) z rad nadzorczych często gwiżdżą na swoje obowiązki. Z krążących po branży opowieści wysnuć można smutny wniosek, iż obejmowanie stanowiska członka rady nadzorczej zwykle traktowane jest jako:

? nagroda za wierną służbę pracodawcy (kasa plus nowa pozycja w cv),

? sposób na dodatkowe wynagrodzenie np. zarządzającego funduszem,

? promowanie kolesiów, koleżanek i innych osób z mocnymi plecami (czytaj: posłusznych promotorowi ciaptaków).

Wszystko pięknie ? w końcu to akcjonariusze decydują o obsadzie rady (reprezentującej ich interesy). Niepojęte jest jednak to, że rady w naszych warunkach często wyglądają na ciała dworskie, które nie dość, że niedostatecznie uważnie nadzorują działalność zarządów, ale także nie przykładają się do wyznaczania celów tymże zarządom.

? Zarząd musi mieć wyznaczone bardzo konkretne, opisane liczbowo, cele. Ale żeby to były sensowne cele, rada musi naprawdę bardzo dobrze znać spółkę ? zwraca uwagę znajomy spec, przejmujący się pracą w radzie nadzorczej w sposób raczej mało spotykany. Według niego, to wyznaczanie celów musi być łączone z bardzo uważnym nadzorem. ? Rzadko się zdarza, by dobry menedżer z zarządu pozbawiony kontroli pozostał dobrym menedżerem ? zastrzega.

Spółki muszą ciężko pracować nad poprawą wyników. Bez tego nie ma mowy o żadnej fundamentalnie uzasadnionej hossie. To głównie zadanie zarządów. Muszą one cieszyć się dużą autonomią i jak największymi kompetencjami. Co nie znaczy, że rola rady nadzorczej ma sprowadzać się do biernej obserwacji rozwoju wydarzeń. Tym bardziej więc figuranctwo i ?odhaczanie? spotkań rady nie jest najlepszym pomysłem na prowadzenie biznesu.

Zresztą nawet zakładając jak najbardziej szczytne intencje zarówno wprowadzanych, jak i wprowadzających nowe osoby do rad nadzorczych, trzeba zapytać o wykonalność takich funkcji. Istotnym ograniczeniem jest przecież czas. Stąd sytuacja, w której ambicją zarządzających portfelem czy funduszem jest pchanie się do kilku rad nadzorczych jednocześnie, jest cokolwiek chora. Czy są geniuszami o podzielnej uwadze? Czy może raczej spryciarzami symulującymi pracę na kilku stanowiskach jednocześnie?

W interesie akcjonariuszy i rynku jest, by rady nadzorcze były ciałami merytorycznymi i profesjonalnymi. Na pewno nie będzie tak jednak, jeśli stanowiska w radzie będą traktowane albo jako miła synekurka, albo nieopłacany i nieopłacalny obowiązek (bo tak też bywa). Może więc pora skończyć z fikcją? Albo faktycznie sumienna praca za sensowne pieniądze, albo lipa za symboliczne lub nawet żadne honoraria. Koszty utrzymywania tego drugiego rozwiązania są bowiem wyższe od wynajęcia niezbyt tanich, ale za to profesjonalistów. Figuranci to raczej kiepska inwestycja. Na ?wyprostowaniu? tej sytuacji powinno jednak przede wszystkim zależeć Wam, Szanowni Państwo. To wy finansujecie nowe emisje spółek. I ? zważywszy na dotychczasowe popisy niektórych z nich ? powinniście dobrze zadbać o to, by ktoś bacznie nadzorował sposób konsumowania i inwestowania Waszych pieniędzy przez złotoustych menedżerów. Bo potem może się okazać, że kapitalizacja spółki jest mniejsza od ?cashu?, który dostała ona z opłaconej przez Was emisji...

[email protected]

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?