Dramatyczne wydarzenia ostatnich dni w Ameryce poruszyły i nadal poruszają nas wszystkich. Po początkowym szoku i często nerwowych pierwszych reakcjach przychodzi czas na refleksje i pytania: co dalej?
Słyszę wokół obawy, że zapanuje teraz ogólnoświatowa recesja, że załamią się rynki kapitałowe, że na giełdach dojdzie do panicznej wyprzedaży akcji. Jednak wbrew tym obawom życie toczy się dalej i pojedyncze wydarzenia, choćby najbardziej tragiczne, nie są w stanie na dłużej tego zaburzyć. Napisałem ?pojedyncze wydarzenia? i aż się sam zawahałem. Bo czy można tak o tym mówić?
Porwano cztery samoloty. Ale samoloty porywa się już od dawna. Zburzono kilka budynków. Ale nie były to pierwsze budynki zniszczone przez terrorystów. W tych samolotach i budynkach zginęło wielu niewinnych ludzi. Ale niewinni ludzie giną cały czas ? w Afryce, Azji, Ameryce, nawet blisko nas, w Europie. W Polsce też.
Co więc tak nami wstrząsnęło? Rzekłbym, że nagromadzenie tego w jednym czasie i miejscu, i to w miejscu wydawałoby się tak bezpiecznym. To wszystko można nazwać efektem ilości. Mną jednak najbardziej wstrząsnęła jedna konsekwencja, która stanowi straszliwą zmianę jakościową. Teraz już w każdym przypadku porwania samolotu trzeba brać pod uwagę dramatyczną decyzję: czy zestrzelić samolot pasażerski, na którego pokładzie są terroryści? Postawmy to pytanie inaczej: czy zabić niewinnych ludzi dla ratowania innych niewinnych ludzi?
Co my teraz powinniśmy robić? Jeden z moich rozmówców powiedział, że w geście solidarności giełdy powinny były w środę zawiesić na cały dzień notowania. Odruch bardzo szlachetny, jednak dobrze, że ten pomysł nie został zrealizowany. Jakiż bowiem byłby tego skutek? Tylko zwiększenie chaosu, a ucierpieliby na tym kolejni niewinni ludzie. Przecież terrorystom właśnie o to chodziło, by sparaliżować świat finansowy.