Ku przerażeniu bardziej wyedukowanej publiki, kandydat na nowego ministra finansów, uznawany chyba dość powszechnie za rozsądnego i kompetentnego faceta, z właściwą sobie elegancją kopnął w ledwo zipiący rynek kapitałowy i finansowy.
Bo, zamiast pomysłu na wsparcie tonącej branży, zaserwował propozycję przyspieszenia wprowadzenia podatku od dochodów kapitałowych (które, notabene, niewielu inwestorów w Warszawie widziało w czasie ostatniego półtora roku...). Nowy minister, polityk, mógł sobie pozwolić na kopnięcie rynku. Bo ten leży i trudno mu oddać. Ludność pracująca miast i wsi, chłoporobotnicy, górnicy, hutnicy i inne kluczowe z punktu widzenia interesów wyborczych grupy społeczne i tak mają giełdę, inwestycje i oszczędzanie głęboko w nosie. Trudno się zresztą dziwić. Nie mają często pieniędzy na zaspokojenie podstawowych potrzeb, nie mają oszczędności, a giełda kojarzy im się z rajem cwaniaków i spekulantów. Na dodatek nie mają świadomości, że sytuacja rynku w bardzo istotny sposób wpływa na stan ich portfela emerytalnego czy wartość polis ubezpieczenia na życie z tzw. funduszem inwestycyjnym. Brak pieniędzy, brak wiedzy, rozgoryczenie i zazdrość wobec tych, którzy cokolwiek mają, to rewelacyjna pożywka dla polityków. I dlatego podatek od dochodów kapitałowych nie wzbudzi pewnie tak wielu emocji, jak powinien. Bo sprawa jest ewidentnym dowodem na brak jakiejkolwiek strategii państwa wobec inwestycji i inwestorów, oszczędności i ciułaczy. A to mści się już od dłuższego czasu. I powoduje, że marnujemy szanse na zbudowanie normalnej, sprawnej gospodarki, w której rynek kapitałowy i finansowy, a w tym giełda, odgrywają niesłychanie istotną rolę.
Kopanie giełdy, inwestorów i branży kapitałowo-finansowej nie jest specjalnie trudne. Sytuacja jest fatalna. Bessa, dekoniunktura światowa, katastrofalne rozłożenie gospodarki przez rządy lewicującej tzw. prawicy i fatalne zaniedbania strategiczne doprowadziły polski rynek kapitałowy do najcięższej od początku jego istnienia zapaści.
Lobby rynku kapitałowego praktycznie nie istnieje. Animozje personalne, wzajemne niesnaski, źle pojmowana walka konkurencyjna sprawiają, że ze środowiskiem rynku kapitałowego politycy się praktycznie nie liczą. Bo nie muszą. Bo nawet nie wiedzą często, że powinni. Bo nikt im nie uświadamia, że to ich obowiązek.
Skłonność do oszczędzania jest niska. I trzeba się starać mobilizować krajowe kapitały do finansowania inwestycji. Na pewno realizacji tego sloganu (bo politycy poza slogany często w ogóle nie wychodzą) nie pomoże wprowadzanie i przyspieszanie wprowadzenia podatku od dochodów kapitałowych. Nie chodzi nawet o wymiar owego haraczu. Bardziej istotny jest wymiar socjotechniczny. Już i tak od wielu miesięcy na giełdę jest wylewane morze skarg. Niska płynność, małe obroty, brak nowych spółek, kurcząca się liczba inwestorów, znikające z rynku domy maklerskie, wątpliwości co do rzetelności i jakości zarządzania w samych spółkach, brak kary dla winnych przestępstw giełdowych... A teraz jeszcze podatek, i to szybciej, niż tego oczekiwano.