Wielu inwestorów i analityków zaskoczyła skala i gwałtowność obecnej zwyżki kursów akcji i wartości głównych indeksów.
Wszyscy zadają sobie pytanie, czy to już przełom w trwającej kilkanaście miesięcy tendencji spadkowej, czy tylko odreagowanie? Zastanawiają się, czy to, co widzieliśmy jeszcze kilka dni temu, to rzeczywiście dno bessy? Dociekają wreszcie, kto spowodował tak silny wzrost i dlaczego.
Komentatorzy po poniedziałkowej, lekko wzrostowej sesji ani słowem nie zająknęli się o możliwości zwyżek w najbliższym czasie. Oczywiście, od dłuższego czasu analitycy techniczni pisali o licznych dywergencjach, wskazujących na możliwość wzrostu. Jednak z dywergencji tych niewiele wynikało i większość z nich dawała błędne sygnały ? kupując akcje lub kontrakty terminowe na tej podstawie można było ponieść straty. Wyznawcy gry z trendem wskazywali konsekwentnie, że jesteśmy w bessie i ?trend spadkowy ma się dobrze?. Zmianę zdania na ten temat uzależniali od przełamania oporu na poziomie 1200 punktów dla WIG20. Nie spodziewali się chyba jednak, że tak szybko do tej wartości rynek się zbliży. Poziom pesymizmu wśród uczestników i obserwatorów rynku wydawał się sięgać zenitu.
Być może właśnie ten nastrój mógł stanowić główny wskaźnik, sugerujący możliwość odbicia ? niestety, nie jest on zbyt precyzyjny i nie daje wyraźnych sygnałów. Na zbliżający się zdecydowany ruch rynku mógł też wskazywać utrzymujący się od kilkunastu sesji marazm, przejawiający się w postaci niskich obrotów i niewielkich wahań cen w porównaniu z tym, co działo się na giełdach zachodnich (szczególnie w Niemczech). Z pewnością trudno za taki impuls uznać informację o podwyższeniu ceny zakupu akcji Telekomunikacji Polskiej przez konsorcjum France Telecom i Kulczyk Holding w zamian za rezygnację Skarbu Państwa z wypłaty dywidendy, choć to właśnie od dynamicznego wzrostu papierów naszego operatora rozpoczął się rynkowy rajd. Rozpoczął się w najmniej ? wydawało się ? korzystnych warunkach. Wtorkowa awaria systemu przesyłu danych i zakłócenia w przebiegu sesji, obniżenie rekomendacji dla TP SA przez Goldman Sachs, utworzenie rządu koalicyjnego z PSL, atak na Afganistan ? żaden z tych czynników nie był w stanie przeszkodzić wzrostowi.
Spowodował on, że wszyscy nagle zapomnieli o wypatrywaniu dołka i ruszyli do zakupów (dywagacje, czy dno WIG20 znajduje się na poziomie 970 czy 580 punktów, wrzucono do lamusa). Wszyscy, to może jednak za dużo powiedziane. Wzrost zaczęli z pewnością nieliczni, choć zasobni. Próżno dziś szukać odpowiedzi na pytanie, czy były to nasze fundusze emerytalne, czy też spekulacyjny kapitał zagraniczny. Bezproduktywne wydają się też dociekania na temat wielkości tego kapitału i przyjętego przezeń horyzontu czasowego podjętych inwestycji. Na tego typu pytania zwykle nie sposób znaleźć trafnej odpowiedzi, szczególnie w momencie, gdy mogą one być najbardziej użyteczne. Z pewnością tak potężnych obrotów nie byli w stanie wygenerować rodzimi inwestorzy indywidualni. Biorąc jednak pod uwagę tempo, w jakim dokonywano zakupów, można się domyślać, że nabywcom chodziło raczej o osiągnięcie krótkoterminowych zysków i wytworzenie ?pozytywnego wrażenia?, wskazującego na ożywienie warszawskiego parkietu, niż o zainicjowanie długofalowych inwestycji. Ten ostatni cel osiąga się na ogół w zdecydowanie odmienny sposób.