Kochamy lotto. Kilkanaście milionów ludzi z pasją co kilka dni traci miliony złotych, fundując nagrody nielicznym. To ogólnonarodowe zamiłowanie do ryzyka nie przekłada się ? nawet w małej części ? na powszechne zainteresowanie grą na giełdzie. Choć może tłumaczyć pęd do gry na rynku futures. Jeśli jednak zmienią się fundamenty gospodarki, a stopy procentowe i inflacja spadną do stabilnych kilku procent...
Rozpaczliwa chęć zarobienia dużych pieniędzy i to małym kosztem sprawia, że lotto stało się naszym narodowym sportem. Jako wierny tradycji spadkobierca żyłki hazardowej (i chyba największy rodzinny ?farciarz? ? trzy piątki w trzy lata, co bije na głowę łyżwy wygrane jeszcze przez dziadka...) ogólnonarodową zabawę w budowanie wielkiej puli do losowego podziału uważam za bardzo atrakcyjną. Co jednak poważnie martwi, to fakt, iż chyba coraz większej liczbie ludzi lotto jawi się jako JEDYNY sposób na wyrwanie się z finansowej beznadziei. Taka próba zbudowania dobrobytu w jeden dzień, w czasie jednego losowania, jest oczywiście prawie w stu procentach skazana na klęskę. Portfel biedaka pozostaje pusty.
O wiele lepiej byłoby, gdyby przynajmniej w części tak entuzjastycznie jak do lotto Polacy podchodzili do REALNYCH sposobów powiększania własnego portfela. Choćby przez konsekwentne, wieloletnie oszczędzanie i inwestowanie nawet niewielkich kwot. Wiem, wiem ? to brzmi jak zdewaluowany slogan funduszy inwestycyjnych. Ale potęga gospodarcza i zamożność obywateli krajów Zachodu, do których wielu z nas chętnie by się od razu przeniosło, nie była budowana w oparciu o loterie, tylko przez dziesiątki lat ciężkiej pracy, oszczędzania, inwestowania, dziedziczenia...
Wielokrotnie, odwiedzając kolektury lotto, patrzyłem, z jaką chęcią skromnie wyglądający ludzie wykładali na ladę wcale nie takie małe pieniądze (zważywszy na ich możliwości i niemal stuprocentową gwarancję utraty ?inwestowanej? w ten sposób gotówki). Proszę zwrócić uwagę, że np. kilkadziesiąt złotych wydanych (wyrzuconych...) na zakup kuponów czy losów może niemal odpowiadać kwocie, jaką ci sami ludzie odkładają przez cały miesiąc na swoją emeryturę przez symboliczne składki ZUS... Nie jest to, oczywiście, żaden polski fenomen. Po raz pierwszy takie desperackie zachowania obserwowałem przed wieloma laty w USA ? wtedy szokowało mnie wydawanie przez znajome sympatyczne bezrobotne Amerykanki nawet i 50-100 dolarów na całe taśmy ?zdrapek? czy stosy kuponów lotto...
Obawa przed ryzykiem jest często podawanym powodem braku zainteresowania giełdą. Ale przy odpowiednio zbudowanym portfelu inwestycyjnym, najlepiej przez lokowanie w funduszu inwestycyjnym, ryzyko utraty 100% kapitału jest na giełdzie prawie żadne (poza wojną czy defraudacją). W lotto zaś utrata całości ?wpakowanych? pieniędzy to dzień powszedni hazardzisty. Oczywiście, wymarzona nagroda jest w przypadku lotto niezwykle kusząca, ale dla niemal wszystkich zainteresowanych pozostanie zawsze MARZENIEM.