Sześciu członków Rady Polityki Pieniężnej sprawiło hojny prezent swym licznym przeciwnikom. Ogłosili swoje aspiracje płacowe, nie bacząc na to, iż mają się one do obecnej sytuacji w kraju jak pięść do nosa.
Tym samym walka o niezależność polityki monetarnej stała się z dnia na dzień trudniejsza, a obrona autorytetu Rady wręcz beznadziejna. W niezwykle kłopotliwej sytuacji znalazły się nieliczne środowiska polityczne, przede wszystkim Platforma Obywatelska, które brały na siebie polityczne ryzyko tej obrony. Ryzyko było dostatecznie duże od początku 2001 roku, kiedy ujawnił się kontrast pomiędzy asekuracyjnym zachowaniem naszej Rady a odważnymi obniżkami stóp procentowych w USA i ofensywnymi poczynaniami banków centralnych w Unii Europejskiej. W ten sposób upowszechniał się pogląd o niewrażliwości naszego monetarnego gremium na potrzeby koniunktury.
Osobiście Balcerowicz, a zespołowo Rada Polityki Pieniężnej stali się głównymi winowajcami wyziębienia gospodarki. Utrwalanie tego poglądu było wygodne dla lewicy i dla prawicy. Ale wciąż trudno było przekroczyć barierę dzielącą krytyką od otwartego zamachu na niezależność banku centralnego i Rady Polityki Pieniężnej.
Teraz będzie łatwiej. Wystarczy przypominać szerokiej publiczności łapczywość płacową Rady i zespolić ją z gospodarczym dogmatyzmem oraz niewrażliwością na potrzeby gospodarki. W Polsce nie trzeba pobudzać nastrojów egalitarnych. Są one już dostatecznie rozbudzone. Jako takie, będą teraz sojusznikiem tych wszystkich, którzy atakują zbyt wysokie płace, ale tak naprawdę mierzą w niezależność polityki monetarnej. PSL, Samoobrona i Liga Polskich Rodzin wcale nie kryją się z tym, iż chcą ustrzelić dwa cele naraz. Lewica postępuje ostrożniej. W pierwszym kroku płace, w drugim ewentualna zmiana zapisów o Radzie Polityki Pieniężnej. Członkowie Rady sami dostarczyli amunicji swym przeciwnikom. Obrona ich wyśrubowanych płac staje się zadaniem straceńczym dla jakiejkolwiek partii politycznej.
Podobnie było z nieszczęsną ?ustawą kominową?. Zachłanność działaczy samorządowych i prezesów spółek publicznych wywołała tak silną presję społeczną na dokręcenie śruby, że próba zatrzymania złej regulacji ustawowej byłaby traktowana jako antyspołeczny sabotaż. Zatem przyszedł walec i wyrównał. Teraz też płacowa linia okopów wydaje się nie do obrony. Trzeba się wycofać na upatrzone z góry pozycje i przyjąć bitwę na terenie walki o niezależność Rady Polityki Pieniężnej. Jakieś szanse są. Podejmiemy się tego zadania, patrząc ze zdziwieniem, jak członkowie Rady dozbrajają swoich przeciwników!