Na dodatek, euro, które kosztowało w chwili swojego debiutu w pewnej chwili nawet ponad 1,18 USD, praktycznie od samego początku zaczęło się staczać i teraz za 1 euro trzeba płacić mniej niż 90 centów (a bywało jeszcze gorzej). W rezultacie z początkowego entuzjazmu nie zostało już wiele, choć zapewne większość prognozowanych korzyści rzeczywiście się pojawiła. Za kilka tygodni korzyści płynących z wejścia euro w sposób bardziej bezpośredni będą mogli doświadczyć konsumenci w krajach "dwunastki". Dostaną je bowiem do portfeli.

Zamianę na pewno zauważą ci Polacy, którzy mają oszczędności w markach czy innych walutach narodowych. Zgodnie z ustawą, 31 grudnia zostaną one przeliczone na euro po przyjętym, sztywnym kursie. Według prawa, banki nie mogą zaproponować klientom przy okazji zamiany walut gorszych warunków, co oznacza, iż jeśli ktoś ma lokatę np. we frankach francuskich, oprocentowaną wyżej niż analogiczna lokata w euro, będzie miał zapewnione wyższe procenty do dnia zapadnięcia depozytu.

Wprowadzenie euro może stanowić też niemiłą niespodziankę dla zwolenników oszczędzania w skarpecie. Będą musieli wymienić marki czy franki na euro. I będą mogli to zrobić tylko w banku. Oczywiście, dopóki poszczególne waluty będą środkiem płatniczym w swoich krajach, będą mogły nimi handlować kantory. Jednak w większości przypadków będzie tak tylko przez dwa miesiące, do końca lutego. Ale np. markę niemiecką będzie można wymieniać już tylko w bankach.

Marek Siudaj

PARKIET