Gajowy i corporate governance

czyli pora tu zrobić porządek Teoretycznie, jest oczywiście prostsza metoda zapanowania nad niepokojącymi zjawiskami w spółkach publicznych niż stanowienie kodeksów dobrych praktyk . To odwołanie do zasad zwykłej ludzkiej uczciwości i normalnej etyki. Niestety, byłoby to jednak wołanie na puszczy. Przy całym swym liberalnym nastawieniu do świata, ze smutkiem konstatuję, że bez gajowych się nie obędzie.

Publikacja: 29.11.2001 18:41

Polski rynek kapitałowy wymaga pracy organicznej. U samych podstaw. Czyli we władzach spółek, gospodarujących cudzymi pieniędzmi. A z jakością zarządzania, relacjami między zarządami a akcjonariuszami, sposobem pracy zarządów i rad nadzorczych najlepiej nie jest.

Efektem są niskie loty spółek, rozczarowanie inwestorów a przez to pogarszanie wizerunku rynku. Cudów w biznesie nie ma. Bez publicznej presji, bez stałego nacisku na jakość zarządzania i na honorowanie pozakodeksowych, ale logicznych zasad dobrej praktyki poprawy nie będzie. Co będzie oznaczać korozję rynku.

Dobrze więc, że - za sprawą Warszawy i Gdańska (jaka szkoda, że skłóconych ze sobą!) - o problemach ładu korporacyjnego dyskutuje się coraz więcej. Szkoda, że tak późno. Bo sporo szkód zostało już wyrządzonych. Inwestorom, spółkom i całemu rynkowi. Jego wizerunek w bardzo dużym stopniu zależy przecież od tego, jaką klasę (albo jej brak...) pokazują spółki publiczne. A owa klasa zależy głównie od menedżerów - zarządów i rad nadzorczych. Można mieć np. poważne zastrzeżenia do pojmowania swoich obowiązków przez członków rad nadzorczych - na co wskazywaliśmy w PARKIECIE kilkakrotnie. Oczywiście, nie chodzi o mieszanie funkcji zarządczych z nadzorczymi. Ale można odnieść wrażenie, że zbyt często rady są organami bardziej urzędniczymi niż menedżerskimi. A to chyba niezbyt dobry pomysł. Zwłaszcza gdy zarządy nie radzą sobie, albo nie chcą sobie poradzić, z oczekiwaniami, jakie można mieć wobec spółki publicznej. A to ostatnie określenie powinno być synonimem rzetelności, wzorowego traktowania akcjonariuszy, najwyższej jakości zarządzania i nadzoru... Tak, tak to oczywiście truizmy. Ale jakoś zbyt często zapominane.

Zaletą (no, przynajmniej teoretyczną...) rynku publicznego jest jego domniemana transparentność (przejrzystość). Z czego wniosek taki, że aż strach pomyśleć, jaka może być skala "przewałów", "przekrętów" i zwykłych działań "mafijnych" poza rynkiem publicznym. - To, co dzieje się w spółkach giełdowych, to tylko wierzchołek góry lodowej - mówił niedawno jeden z ważnych ludzi rynku. Jasne. Tylko właśnie dlatego na rynku publicznym powinniśmy tępić rozmaite przypadki arogancji władz firm, łamania zasad etyki biznesu i reguł uczciwego zarządzania (w tym kontaktów z akcjonariuszami i rynkiem). Rynek publiczny musi być WZOREM!

Teoretycznie, jest oczywiście prostsza metoda zapanowania nad niepokojącymi zjawiskami w spółkach publicznych niż stanowienie kodeksów dobrych praktyk. To odwołanie do zasad zwykłej ludzkiej uczciwości i normalnej etyki. Niestety, byłoby to jednak wołanie na puszczy. Przy całym swym liberalnym nastawieniu do świata, ze smutkiem konstatuję, że bez gajowych się nie obędzie.

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?