Trudno bronić RPP

Obserwując całą aferę wokół Rady Polityki Pieniężnej, trudno się oprzeć wrażeniu, że w sporej części RPP sama jest winna jej rozpętaniu. I spora w tym zasługa Rady, że teraz strasznie trudno jest jej bronić.

Publikacja: 10.01.2002 16:49

Wystarczy popatrzeć na jej osiągnięcia. Owszem, udało się Radzie obniżyć inflację. Jednak na dobrą sprawę nie do końca wiadomo, ile jest w tym zasługi wysokich stóp procentowych, a jak duży udział mają czynniki, na które Rada nie ma wpływu - niskie ceny ropy naftowej, spowolnienie gospodarcze na świecie oraz dobre zbiory, hamujące wzrost cen żywności. Poza tym, niska inflacja już była - w 1999 roku spadła do 5,6%. Ale ponieważ zdecydowały o niej również spadające ceny żywności i ropy, na które bank centralny nie ma wpływu, Radzie nie udało się utrzymać jej na tym poziomie. A sporo ekonomistów uważa, iż mocno się dołożyła do jej wzrostu, zbyt gwałtownie obniżając stopy procentowe w 1999 r.

Warto też postawić sobie pytanie, czy do obniżania inflacji rzeczywiście potrzebujemy aż Rady Polityki Pieniężnej. To samo przecież robiła Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezes NBP. Takie rozwiązanie ma ten plus, że jest tańsze - to, co robi 10 osób, jest zadaniem tylko jednego człowieka.

Polityka poprzedniej pani prezes miała jeszcze jedną zaletę - NBP nie wyznaczał sobie celu inflacyjnego. Dzięki temu bank centralny unikał corocznej kompromitacji. Odkąd powstała RPP, co roku nie jest w stanie trafić w wyznaczony przez siebie poziom inflacji. Oczywiście, jest wiele argumentów, przemawiających za tym, że Radzie się udać nie mogło. Ale z drugiej strony RPP zwiększała przedział celu inflacyjnego i co roku chybiała coraz bardziej. W roku ubiegłym przestrzeliła wyjątkowo, aż o ponad 2 pkt. procentowe. A trudno bronić kogoś, kto nie daje sobie rady z wyznaczonym zadaniem.

Tymczasem jakoś nie widać, aby RPP przejmowała się faktem, że do tej pory z inflacją przegrywa 4 do 0 (nie licząc coraz bardziej rozpaczliwego poszerzania celów inflacyjnych). Po prostu, przechodzi nad tym faktem do porządku dziennego, twierdząc, że nie cel na dany rok ma znaczenie, ale na kolejny, który znowu ustala i znowu w niego nie trafia. Nie słyszałem, żeby RPP zastanawiała się np. nad zmianą sposobu wyznaczania celu. A może warto nad tym pomyśleć. Bo obecnie Rada chce obniżać inflację w całej gospodarce, choć ma wpływ tylko na - w zależności od ocen - od 40 do 60 jej procent. I gdyby OPEC zdecydował się teraz na zakręcenie kurków z ropą, nawet bardzo wysokie stopy procentowe nie powstrzymałyby wzrostu inflacji, mimo utrzymującego się niskiego wzrostu cen w przemyśle.

Tymczasem nie jest trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałby dialog rządu z RPP, gdyby mogła się ona pochwalić realizacją celów inflacyjnych. Wtedy argumentem za jej niezależnością byłaby jej skuteczność, a tym - jak wiadomo - politycy chwalić się za często nie mogą.

Obronę Rady utrudnia deklarowany przez nią brak zainteresowania bieżącą sytuacją, gdyż - jak twierdzą jej członkowie - dba ona o wzrost gospodarczy w długim terminie. Takie działanie jest wyjaśniane anegdotą, wg której bank centralny zabiera wazę z ponczem wtedy, gdy zabawa trwa w najlepsze. Tylko dlaczego Rada mówi, że nie przyniesie owej wazy, choć nikt się nie bawi, bo za jakiś czas przyjęcie znowu stanie się zbyt szalone? Zwłaszcza że widać, iż na innych prywatkach, na razie równie sennych, poncz się leje strumieniami, bo wszystkim zależy na rozkręceniu zabawy. Jedynym wyjaśnieniem jest to, że Rada wie lepiej, ale - jak już wspominałem wyżej - trudno w to uwierzyć.

Poza tym, RPP, zwłaszcza ostatnio, bardzo chętnie mówi rządowi, co powinien zrobić - wytyka błędy i wskazuje na konieczność dokonywania potrzebnych zmian. Robi to, mimo że przynajmniej kilka osób spośród członków Rady miało możliwość wprowadzenia tych potrzebnych reform i im się nie udało. Jednak już każda krytyka ze strony rządu traktowana jest prawie jak zamach na fundamenty gospodarki. Nietrudno się było spodziewać, iż skoro ani prośby, ani błagania ze strony poprzedniego rządu nie przyniosły żadnych rezultatów, politycy w końcu sięgną po cięższą artylerię. A obrona niezależności dla samej niezależności, gdy się nie można pochwalić skutecznością, będziSądzę, że ustawa o NBP zostanie zmieniona i pojawią się nowi członkowie Rady, a do jej zadań zostanie dopisana konieczność dbania o wzrost gospodarczy. I uważam, że nawet pies z kulawą nogą nie będzie płakał nad utraconą niezależnością RPP, jeśli gospodarka ruszy, nawet kosztem wzrostu inflacji. Bo przecież ingerencja polityków w działania banków centralnych nie jest niczym nowym ani za granicą, ani u nas. Jako pierwszy z brzegu przykład takiej ingerencji nasuwa się... sama RPP. Bo przecież za szczytnymi hasłami, jakie towarzyszyły jej powoływaniu, kryła się nadzieja, iż dzięki Radzie kierowany przez Hannę Gronkiewicz-Waltz NBP stanie się mniej niezależny i bardziej podatny na sugestie rządzących. Jeśli się nie zapomniało, że twórcami RPP byli posłowie SLD i PSL, to nie należy się dziwić, iż teraz sięgają po tę samą metodę.

Marek Siudaj

PARKIET

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?