Opublikowany jeszcze w marcu ubiegłego roku raport podległego Kongresowi General Accounting Office, do którego dotarła "Houston Chronicle", oskarża Andersena o "przywiązywanie zbyt dużej wagi do wniosków przedstawianych przez zarząd NASA". Stwierdza również, że jej audytorzy nie wypełnili wystarczająco należycie swych obowiązków. - Audyt Andersena nie pozostawał w zgodzie z profesjonalnymi standardami, których powinno się przestrzegać podczas wykonywania tego rodzaju działań - powiedział Gregory Kutz, autor raportu GAO.
Zdaniem Kutza błąd, pominięty przez Andersena, był tak oczywisty, że wychwycili go członkowie Podkomitetu Izby Reprezentantów ds. Przestrzeni Kosmicznej i Aeronautyki podczas pobieżnego przeglądania rocznego raportu NASA. Agencja Kosmiczna stwierdzała, że z tytułu wykonywania kontraktów na rzecz innych firm uzyskała w 1999 roku 686 milionów dolarów. Tymczasem w poprzednim roku w tej pozycji widniało 0. Kiedy poproszono NASA o wyjaśnienia, okazało się, że w rzeczywistości zysk agencji z tego rodzaju operacji wyniósł 42 miliony dolarów.
Kutz stwierdził, że podczas dalszej kontroli okazało się, iż był to zwykły błąd rachunkowy, a nie celowa próba retuszowania ksiąg. Problem polegał jednak na tym, że tej prostej pomyłki nie wychwycili audytorzy Andersena, ponieważ nie rozumieli zasad, jakimi posługiwała się NASA przy wypełnianiu swoich ksiąg.
Tymczasem Patric Doron, rzecznik prasowy Andersena, stwierdził, że jego firma nie zgadzała się i nie zgadza z konkluzjami zawartymi w raporcie GAO. Za przeoczenie winne są niejasne przepisy, dotyczące prowadzenia rachunkowości agencji rządowych, a nie błędy popełnione przez audytorów.
Za kontrolę ksiąg NASA w latach 1996-2000 Andersen uzyskał 3,3 miliona dolarów. Po opublikowaniu raportu GAO audyt ksiąg NASA zlecono innej firmie.