Tak naprawdę EBC, który chlubi się tym, że w odróżnieniu od Rezerwy Federalnej czy Banku Anglii kupił niewielkie ilości obligacji rządowych (w ramach Securities Markets Programme), wprowadził luzowanie ilościowe tylnymi drzwiami, aby nie narazić się na zarzut złamania traktatu z Maastricht. Takim wehikułem stały się dwie operacje LTRO w grudniu 2011 r. i w lutym 2012 r., które wpompowały ponad 1 bln euro płynnych środków do systemu bankowego. Za udzielone pożyczki banki dobrowolnie kupiły obligacje rządowe, w tym państw objętym kryzysem zadłużenia publicznego w strefie, a o to właśnie chodziło, bo klientów na nie brakowało. Pojawił się popyt, dzięki któremu obniżyła się ich dochodowość. Co więcej, banki zostały jednocześnie dokapitalizowane tylnymi drzwiami, bo zyski z tych operacji zasiliły ich kapitały.
Wiele wskazuje, że EBC będzie musiał otwarcie zaangażować się w ilościowe rozluźnianie. Zaskakująca decyzja o obniżeniu stopy refinansowej do 0,25 proc. w skali roku postawiła EBC w jednym szeregu z Fedem i BoE. W dodatku w związku z perspektywą bardzo niskiej stopy inflacji rocznej wyraźnie poniżej celu 2 proc., EBC wskazał, że główna stopa procentowa może pozostać na tej wysokości albo na niższej na długo, czyli utrzymał luźne nastawienie. Stąd już tylko krok dzieli od zerowej granicy stóp procentowych, jeśli upierać się jak prezes Draghi na konferencji prasowej, że 0,25 proc. znacząco różni się od niej. A wtedy rozluźnić politykę pieniężną można praktycznie już tylko, stosując luzowanie ilościowe, czyli trzeba skupować aktywa rządowe lub prywatnego sektora, tak jak Fed czy BoE.
Wątpliwe jest bowiem, aby nowy wynalazek – naprowadzanie rynków finansowych – odegrał większą rolę. EBC jest mało precyzyjny, stosując to narzędzie w odróżnieniu od Fedu, gdyż nie podaje ani daty, do kiedy obniżone stopy procentowe mogą obowiązywać – zadowala się stwierdzeniem, że „stopy procentowe pozostaną na tym albo niższym poziomie przez wydłużony okres" , ani nie podaje progowych danych ekonomicznych, takich jak stopa bezrobocia lub inflacji, co precyzują Fed i BoE. Uściślając zatem swoją definicję naprowadzania, mógłby zyskać obniżkę długookresowych stóp procentowych o parę punktów bazowych. Jest to jednak raczej kosmetyka niż coś, co przyniosłoby zachęty dla firm i gospodarstw domowych do zaciągania kredytów; stopy procentowe są bowiem na bardzo niskim poziomie.
Spekuluje się, że wzorem Banku Danii EBC może wprowadzić ujemne oprocentowanie depozytów (rezerw) banków komercyjnych, które teraz wynosi 0 procent. Miałoby to zachęcić te banki do pożyczania pieniędzy sektorowi niefinansowemu. Prezes Draghi twierdzi, że EBC jest technicznie przygotowany do tego, a to sygnalizuje, że rozważa się taki ruch. Podobnie jak w przypadku naprowadzania rynków finansowych, nie wydaje mi się, że takie posunięcie przyniosło wyraźne ożywienie na rynku kredytowym w strefie euro. Ujemna dynamika kredytu (kredyt dla przedsiębiorstw spadł o 2,7 proc. r./r. we wrześniu) jest największą bolączką na przeszkodzie przyspieszenia gospodarczego.