Europa – chory człowiek naszego globu

Nie ma chyba na świecie innego forum spotkań inwestorów, na którym tak wyraźnie byłoby widać, że ciężar światowej gospodarki dźwiga dzisiaj Azja. I gdzie lepiej byłoby widać, że inwestor niemający w swoim portfelu akcji azjatyckich spółek stawia się poza nawiasem globalnego rynku.

Aktualizacja: 12.02.2017 16:39 Publikacja: 01.10.2012 06:00

Artur Gromadzki, Chief Investment Officer – Global Equities, Caspar AM

Artur Gromadzki, Chief Investment Officer – Global Equities, Caspar AM

Foto: Archiwum

Więcej, rezygnuje z pokaźnych zysków! Warto było uczestniczyć w 19. CLSA Investment Forum, Asia – Pacific Securities także dlatego, że wyraźnie wyartykułowano tam oczekiwania globalnego biznesu wobec Europy.

W dorocznych konferencjach organizowanych przez CSLA w Hongkongu bierze udział ponad tysiąc inwestorów z całego świata oraz prezentuje się kilkaset firm. W tym roku większość inwestorów, poza – co oczywiste – Azjatami, stanowili Amerykanie, ale spora była też grupa z krajów europejskich oraz Bliskiego Wschodu. Mówcy są tu zawsze ważni, a ich wystąpienia istotne i często, choć naturalnie nie zawsze, wizjonerskie. Na poprzednich konferencjach w Hongkongu można było usłyszeć i Billa Clintona, i Desmonda Tutu czy Perveza Musharrafa, byłego prezydenta Pakistanu. W tym roku główną polityczną osobistością był Nigel Farage, przewodniczący Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, a zarazem przywódca antyeuropejskiego nurtu w Parlamencie Europejskim. W ubiegłym roku, ku uciesze żeńskiej części uczestników konferencji, mieliśmy też okazję wysłuchać George'a Clooney'a opowiadającego o jego akcjach charytatywnych w południowym Sudanie. A w tym roku Mike'a Tysona, przed laty absolutnego dominatora na światowych ringach bokserskich, który potem trafił do więzienia. Jego wystąpienie wzbudziło spore zainteresowanie, bo Tyson opowiadał, jak się spada z samego szczytu (bokser zarobił na ringu ponad 300 mln dolarów!) na samo dno i jak później się z tego wydobywa. Pouczająca lekcja, która – bywało w historii – odnosi się nie tylko do jednostek.

Ale oczywiście głównym nurtem CLSA Investment Forum były dyskusje o gospodarce. Stąd za najistotniejsze uważam wystąpienie William'a Rhodesa, jednego z głównych autorów programu oddłużenia w latach 90. państw Ameryki Łacińskiej. Rhodes mówił oczywiście nie tylko o historii, przedstawiał nie tylko tę wielką i uwieńczoną sukcesem operację, ale także swój pogląd na obecne problemy związane z zadłużeniem krajów europejskich. Jego zdaniem, jedynie solidny wzrost gospodarczy może wyprowadzić z kryzysu zadłużenia. Politycy muszą pokazać wyborcom, że surowy, a czasem wręcz drakoński program będzie prowadził do wzrostu ekonomii. Mówca przestrzegał, że ludzie niechętnie przyjmują reżimy naprawcze narzucane przez inne kraje lub organizacje, czego ilustracją jest sytuacja w Grecji bądź Hiszpanii. Programy wychodzenia z kryzysu muszą więc być stworzone i realizowane przez rodzimą elitę polityczną. Rzecz w tym, że do tego potrzebni są silni przywódcy, a tych Europa dzisiaj nie ma.

Europie poświęcono w Hongkongu sporo uwagi i czasu, bo jej problemy odbijają się także na gospodarce i rynkach kapitałowych krajów azjatyckich. Czasami bardziej w sferze psychologii niż realnej gospodarki, czego przykładem przywoływanym na Investment Forum był niedawny dość znaczący spadek cen na giełdzie indonezyjskiej czy malezyjskiej wywołany jakąś wypowiedzią premiera Hiszpanii. Związki między tymi krajami a Półwyspem Iberyjskim, także jeśli chodzi o relacje ekonomiczne są, dodajmy, minimalne czy wręcz niezauważalne.

Europa nie ma obecnie dobrej opinii wśród inwestorów. Więcej, jest uważana za – parafrazując Winstona Churchilla – „chorego człowieka świata". Oczywiście dostrzega się różnice między dobrze zorganizowanymi państwami z północnej części Starego Kontynentu a ich sąsiadami z południa, ale zła sława takich krajów, jak Grecja, Hiszpania czy Portugalia przenosi się już na całą Unię Europejską. W Hongkongu głośno mówiło się o konieczności uśrednienia zadłużenia państw strefy euro i jeszcze głośniej o konieczności budowy Stanów Zjednoczonych Europy, czyli konieczności dalszej – i to głębokiej – integracji krajów naszej części świata, szczególnie jego systemu finansowego.

Interesująca była także dyskusja na temat Bliskiego Wschodu, w tym roku szczególnie emocjonująca. Wydaje się, że globalny biznes spodziewa się interwencji w Iranie, bo wojna w Syrii przeniosła konflikty w tym regionie na zupełnie inną, dużo groźniejszą, płaszczyznę. O ile rewolucje w Tunezji, Egipcie oraz Libii były postrzegane jako lokalne konflikty, to syryjskie starcie toczy się między sunnitami i szyitami. Tych pierwszych popiera Arabia Saudyjska, tych drugich Iran, a to oznacza, że wojna może przekroczyć granice Syrii i rozlać się po całym Bliskim Wschodzie. Iran wzbudza strach nie tyle tym, że najpewniej wkrótce zbuduje bombę atomową, ile że będzie to oznaczało proliferację najstraszniejszej ze wszystkich broni.

Globalny biznes patrzy jednak przede wszystkim na Chiny, gdzie wkrótce ma dojść do zmiany władzy. Widać, że ten proces nie odbywa się tak gładko, jak się spodziewano. Dowodem są znikający nagle politycy, wychodzące na jaw afery korupcyjne, ale także konflikt z Japonią o kilka mało znaczących wysp na Morzu Wschodniochińskim. Wydaje się, że to nie one są jego epicentrum, ale pogarszająca się pozycja chińskiej armii. W ostatnich kilku latach tamtejsze wojsko zostało potężnie doinwestowane i w efekcie uzbrojone w bardzo nowoczesną broń, ale pozycja polityczna generałów jest wielokrotnie słabsza niż w poprzednich dziesięcioleciach. Możemy się tylko domyślać, że społeczne nastroje zostały rozhuśtane przez tych, którzy chcą wrócić na polityczne salony Pekinu. Buldogi walczą więc pod dywanem, ale w Hongkongu wyrażano dość zgodną opinię, że ta krucjata zakończy się niepowodzeniem.

Ostrożny optymizm wobec Chin jest dzisiaj zresztą dominujący. Produkt krajowy brutto wzrośnie w tym roku o 7 proc., daleko mu więc do wyniku dwucyfrowego, ale świat ma nadzieję, że pod nowym kierownictwem tempo wzrostu zostanie przynajmniej utrzymane, a wielu spodziewa się jeszcze wyższego. Obiecujące wyniki pokazują też gospodarki krajów Azji Południowo-Wschodniej. Indonezyjski wzrost PKB w II kwartale tego roku okazał się większy od prognozowanego i wyniósł 6,5 proc., podczas gdy spodziewano się wyniku o blisko 1?proc. gorszego. Podobnie chybione, na szczęście, okazały się prognozy dotyczące Malezji.

Jak wszystkie te informacje zamienić na portfel? Wydaje się, że w najbliższych latach koniem pociągowym azjatyckiej gospodarki będzie konsumpcja wewnętrzna. Indonezja jest tego doskonałym przykładem. Dość powiedzieć, że jeszcze dziesięć lat temu kraj ten zawdzięczał 40-proc. PKB eksportowi, tymczasem obecnie ten wskaźnik spadł do 25 proc. Stąd rozsądne wydaje się inwestowanie w firmy produkujące żywność, sprzęt gospodarstwa domowego, samochody i inne dobra konsumpcyjne oraz dystrybucję. Ale także w firmy związane z transportem, w tym również pracujące na rzecz transportu publicznego i tanich linii lotniczych, odpowiedników tak dobrze nam znanych EasyJeta i Ryanaira. Warto też pamiętać, że w 2015 r. kraje ASEAN planują zrobić kolejny krok w integracji swoich gospodarek, liberalizując rynek pracy, co powinno wywołać spory impuls wzrostowy.

Felietony
Pora obudzić potencjał
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie
Felietony
Przyszłość płatności bankowych w Polsce