Nic na to nie poradzę, że przyrównanie nowo powołanej administracji skarbowej do szabli jest groteskowe. Pisałem już o upolitycznieniu fiskalizmu ponad miarę, co może nie jest jakoś specjalnie groźne, ale po prostu przeciwskuteczne, ale dodawanie fiskalizmowi wymiaru narodowego nie zasługuje na żaden poważny komentarz.
Zastanawiam się jednak co nas teraz czeka? Czy poza wyposażeniem funkcjonariuszy w batorówki da się coś usprawnić w naszym zawiłym systemie podatkowym, tak aby „słabi i mniejsi" czytelnicy ustaw podatkowych odczuli „przyjaźń i wyrozumiałość"? A może już w tym roku dodać na PIT-ach biało czerwoną lamówkę w poprzek i orła na rogu. Oooo...! Jakże to podniesie ściągalność danin publicznych!
Proszę mnie jednak nie oskarżać o to, że prezentuję jakieś antypaństwowe podejście. Osobiście uważam, że płacenie podatków jest rzeczywiście wyrazem prawdziwego patriotyzmu i zaufania do państwa, w którym się żyje. Wolę jednak, aby podatkowy patriotyzm upowszechniano racjonalnym przykładem przeznaczania uiszczanych danin na potrzeby wspólne, a nie wymachiwaniem szablą, która coraz bardziej przypomina janosikową ciupagę. Wolę, aby „przyjaźń i wyrozumiałość" fiskusa opuściła wreszcie akapity uroczystych przemówień i zagościła w aktach prawnych, które na co dzień musimy studiować.
Obiecywano nam uproszczenie podatków, w tym w szczególności dochodowego od osób fizycznych. Obiecywano nawet jeden wspólny podatek dochodowy, z prostą siatką pojęć, definicji i jednolitymi stawkami. Najważniejszy człowiek w państwie powiedział w 2011 r. w Krynicy, że system podatkowy jest represyjny, arbitralny, antyrozwojowy i wysoce skomplikowany. Obiecał przy tym, że będzie lepiej...
I co z tych obietnic zostało? Jak zwykle, trochę potłuczonych kawałków, z których docent Furman może ułożyć orła na trawniku przed Ministerstwem Finansów.