Otaczający nas świat ustawicznie się zmienia. Rozwiązania użyteczne kilkadziesiąt lat temu stają się anachroniczne, a te „wymyślone" przez futurystów i przewidziane na przyszłe stulecie mogą się zmaterializować dużo szybciej, niż się futurystom śniło.
Nie wiem, czy to właśnie z potrzeby uprawiania futurystyki, czy po prostu z braku lepszego zajęcia, już kilka znanych osób wypowiedziało się publicznie i z aprobatą o opodatkowaniu robotów. Pomysł jest podobno rozwojowy, bo nawet myśli się o nadaniu robotom statusu prawnego, a co najciekawsze, wiąże się go z innym, równie „jędrnym" intelektualnie – wprowadzeniem instytucji dochodu podstawowego. Jednym słowem jest szansa, że wkrótce będzie jak w starożytności – większość społeczeństwa (czyli maszyn i robotów) będzie pracowała na rzecz korzystającej z PKB i nic nierobiącej mniejszości!
Spróbujmy zmierzyć się z tą ideą, która jest tak atrakcyjna w swoim wymiarze, że prawdopodobnie za chwilę zagości w wymiarze realnym. Dlaczego? Politycy uwielbiają rozdawać nasze pieniądze, tym bardziej jeśli do transferu tych pieniędzy z naszych kieszeni użyją maszyn. Któż bowiem zapłaci za składki na ubezpieczenie społeczne i podatek opłacany od każdego robota. Przecież nie on sam!
Ciekawe, że pomysł opodatkowania maszyn powstał dopiero teraz i dopiero w XXI wieku zauważono, że maszyny odbierają ludziom pracę. Przecież już wymyślenie koła pozbawiło setki tragarzy nieźle płatnego zajęcia – dlaczego więc od koła nie płaci się podatku? Aaa! Zapomniałem... W czasach gdy wynajdywano koło, nie było jeszcze podatków.
Podatki wynaleziono dość późno, ale szybko się okazało, że mogą być one lepszym źródłem dochodu niż np. pomysłowość, innowacyjność czy realny postęp. Najpierw było to źródło ograniczone, a więc dostępne tylko dla elit, ale dziś jesteśmy tylko o krok od systemu, w którym z podatków sfinansujemy masy. Widać więc, że podatek przestaje być narzędziem, a zaczyna być celem, zaś pomysłowość, innowacyjność czy realny postęp trzeba temu celowi podporządkować.