W maju czekaliśmy na korektę na rynkach akcji. Doczekaliśmy się jej w połowie czerwca, ale była ona bardzo mikra, a na Wall Street po miesiącu zakończyła się ustanowieniem nowych rekordów. Słabsze były giełdy europejskie, ale na nich też nie było prawdziwej przeceny. W Warszawie indeksy rozpoczęły korektę już w maju, ale też nie można mówić o przecenie, skoro WIG20 spadł o około 5 procent, a potem zamarł.
W lipcu to wystąpienie Janet Yellen, szefowej Fedu, w Kongresie z półroczną oceną polityki monetarnej było impulsem, który zakończył korektę na Wall Street i (na chwilę) pomógł giełdom europejskim. Można powiedzieć, że wystąpienie było trochę jastrzębie, trochę gołębie, ale z przewagą tego ostatniego.
Znalazły się w nim zdania mówiące o znacznej redukcji bilansu Fedu (czyli pozbywania się tego, co Fed kupował podczas procesu luzowania ilościowego – QE), co było tym jastrzębim akcentem. Bilans ma jednak pozostać docelowo większy niż w czasach kryzysu. Yellen powiedziała też, że gospodarka USA jest w dobrym stanie i wytrzyma podwyżki stóp i zmniejszenie bilansu Fedu. Tu według mnie się myliła, ale niewątpliwie pomogła giełdowym bykom.
Yellen twierdziła również, że Fed monitoruje z uwagą to, co dzieje się z inflacją, ale na razie niektóre czynniki (pewnie chodziło o ropę) ograniczają jej wzrost – to z kolei było gołębie stwierdzenie. Yellen uspokajała rynki, mówiąc, że podwyżki stóp będą stopniowe, a ich poziom pozostanie pod poziomem uznawanym w minionych dekadach za neutralny. To oczywiście też było gołębie stanowisko.
Pojawił się też Mario Draghi, szef EBC. Po posiedzeniu banku wyemitowany został bardzo gołębi w tonie komunikat. Sam szef EBC podczas konferencji prasowej też brzmiał bardzo gołębio. A jednak, jak napisano w jednym z komentarzy, nikt nie powiedział kursowi euro, że EBC nadal utrzymuje bardzo gołębie stanowisko. Kurs EUR/USD zamiast spaść, mocno wzrósł, co bardzo zaszkodziło giełdom europejskim (mocne euro – mniejsza konkurencyjność europejskiej gospodarki).