W 2022 r. sprzedaliście nabywcom indywidualnym prawie 3,1 tys. mieszkań, o 24 proc. mniej niż rok wcześniej, średni spadek w spółkach powiązanych i spokrewnionych z rynkiem kapitałowym sięgnął 37 proc., a w sześciu największych aglomeracjach według JLL – 50 proc. Zgodnie z rynkowym trendem IV kwartał przyniósł lepszy wynik niż najsłabszy dla branży III kwartał, w waszym przypadku wzrost sięgnął 18 proc. Jak zapowiada się 2023 r.?
Cały czas odkłada się popyt nabywców, którzy muszą posiłkować się kredytem. Widzieliśmy już to w czasie covidu, kiedy nastroje konsumenckie się pogorszyły, banki przykręciły kurek z kredytami, początkowo sprzedaż spadła, a potem popyt wrócił ze wzmożoną siłą i rynek mocno odbił. Dziś oczywiście głównym czynnikiem jest brak zdolności kredytowej dużej części nabywców.
Obserwujemy, że nastroje konsumenckie może nie idą w stronę szczególnego optymizmu, ale jednak pewnego przeświadczenia, że to może już dobry moment na zakupy. Zatrzymały się podwyżki stóp procentowych, WIBOR nawet lekko się obniżył. Ruch w biurach sprzedaży, naszych i konkurencji, trochę się zwiększył. Co będzie dalej, zależy od czynników makroekonomicznych, od inflacji, stóp procentowych, bo przy nawet największym optymizmie problemem jest niska zdolność kredytowa. Uważamy, że w 2023 r. będzie wciąż w cieniu tego problemu. Moim zdaniem nie należy liczyć, że rynek kredytowy tak szybko się odbuduje. Zobaczymy, jak w ogóle zachowa się system, uważam, że takiej łatwości brania kredytu, jaką widzieliśmy w ostatnich latach, już nie będzie.
Patrząc na fundamenty – dalej rozwierają się nożyce między podażą a zapotrzebowaniem, co znakomicie obrazuje sytuacja na rynku najmu. Strukturalny niedobór mieszkań jest faktem i to oznacza, że deweloperzy będą mieli co robić.
Nastawiamy się na rok nie gorszy niż 2022 r. Gdyby Komisja Nadzoru Finansowego zgodziła się na poluzowanie przez banki zasad badania zdolności kredytowej, to byłby krok czytelny i we właściwym kierunku, czego nie da się powiedzieć o innych inicjatywach.