Z niską sprzedażą mieszkań rynek się oswoił, więcej pytań jest teraz o konsekwencje, o kondycję finansową deweloperów. Na Catalyst macie cztery serie obligacji, w czerwcu 2023 r. zapadają papiery o wartości 65 mln zł. Czy obligatariusze mogą spać spokojni?
Jak najbardziej, w poprzednich latach udowodniliśmy, i w następnych potwierdzimy, że płynność spółki jest dla nas najważniejsza i zobowiązania regulujemy terminowo, a czasem i wcześniej. W I półroczu zadłużenie było znaczące, ale wynikało z harmonogramu przekazań. W III kwartale mieliśmy duży wpływ gotówki, podobnie będzie w IV kwartale. W najbliższych kwartałach planujemy koncentrować uwagę na redukowaniu zadłużenia, należy się spodziewać wykupów obligacji, a nie rolowania.
Mogłoby się wydawać, że na mieszkania z wyższej półki amatorów nie powinno brakować, że ta grupa klientów jest mniej narażona na zapaść na rynku kredytów. Po trzech kwartałach sprzedaliście 280 mieszkań, o 47 proc. mniej rok do roku, w II i III kwartale sprzedawaliście po sto kilka lokali. Jak poszły październik i listopad?
Wydaje się, że sprzedaż 100 mieszkań kwartalnie to poziom osiągalny dla spółki, oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że idą święta. Spadek sprzedaży rok do roku sięga prawie 50 proc. ale dziś w zasadzie mamy do czynienia tylko z klientami gotówkowymi, kupującymi większe mieszkania na własne potrzeby albo mniejsze w celach inwestycyjnych – nieruchomości są wciąż postrzegane jako dobra przystań, sprzyjają rosnące stawki najmu. Ponieważ grono kupujących jest zawężone, to nie uruchamiamy nowych projektów, żeby nie obciążać finansów. Mamy na półkach inwestycje gotowe do uruchomienia, o ile w 2021 r. ruszyliśmy z budową prawie 1 tys. lokali, o tyle w tym roku z mniej niż 150. Jesteśmy w takiej sytuacji, że mamy sporo mieszkań gotowych, czekamy na poprawę zdolności kredytowej nabywców.