Obligacje deweloperów na Catalyst wyceniane są poniżej wartości nominalnej – to fundusze potrzebujące gotówki spieniężają papiery. Macie dwie serie po 100 mln zł do wykupu w kwietniu 2024 i 2025 r. Jak oceniacie perspektywy obsługi zadłużenia, biorąc pod uwagę niską sprzedaż mieszkań?
Do tej pory – i myślę, że tak jest cały czas – byliśmy oceniani przez rynek finansowy jako firma dość konserwatywna i dbająca o markę, płynność finansową, stąd sukcesy emisji w poprzednich latach. Rynek mieszkaniowy wygląda teraz zdecydowanie inaczej niż jeszcze w zeszłym roku i oczywiście robimy pewne korekty planów inwestycyjnych: nowych projektów, nowych lokalizacji. Sytuacja finansowa spółki dziś jest bardzo dobra i w perspektywie kilkuletniej również, uwzględniając oczywiście sporo niższą sprzedaż. Chcemy rozsądnie podchodzić do rynku, nie ruszać ze zbyt dużą liczbą inwestycji. Mamy bardzo dobrą płynność i zamierzamy ją zachować. Nie widzę dziś ryzyka, byśmy mieli mieć problem z obligacjami zapadającymi w latach 2024–2025.
Jak oceniacie perspektywy rynku mieszkaniowego? Wasza kwartalna sprzedaż to już poniżej 100 lokali...
Czarno na białym widać, jakie jest otoczenie makro, bez niskich stóp i tanich kredytów mieszkaniowych deweloperzy nie są w stanie uzyskiwać wysokiej sprzedaży. Cały czas jest pula nabywców gotówkowych. Myślę, że w tym roku sprzedamy 400–450 mieszkań (czyli 100–150 w IV kwartale – red.). Spodziewamy się, że w 2023 r. ten wynik może być wyższy, co nie będzie wynikało ze znaczącej poprawy na rynku, a uruchomienia dwóch, trzech dodatkowych projektów, które nie będą zbyt dużym obciążeniem finansowym, a mogą mieć dobry wkład, jeśli chodzi o sprzedaż. Myślę, że 500–600 lokali to będzie cel na przyszły rok. Uważamy, że dla kredytobiorców i deweloperów to będzie trudny rok, wysokich stóp i dwucyfrowej inflacji. Jest szansa na poprawę dopiero w 2024 r.