O tym, że rynek budowlany spowalnia, słyszymy od jakiegoś czasu, pojawił się kolejny czynnik ryzyka, czyli to, że Polska nie dostanie pieniędzy unijnych już nie tylko w ramach KPO. Jako szef firmy, która realizuje zarówno kontrakty publicznych zamawiających, jak i prywatnych, jak ocenia pan perspektywy, jeśli chodzi o możliwość pozyskiwania zleceń w najbliższym czasie?
Sytuacja naszej grupy jest o tyle korzystna, że nasz portfel zamówień z lat poprzednich daje nam pewne gwarancje realizacji kontraktów na podobnym poziomie przez najbliższe przynajmniej dwa, trzy lata, w związku z tym możemy z pewnym spokojem patrzeć na to, co się dzieje, co nie znaczy, że nie martwi nas pewne spowolnienie. Niektórzy to nazywają nawet recesją i ja też chyba bym się skłaniał do tego, by powiedzieć, że w przyszłym roku czeka nas recesja, a nie spowolnienie.
Na pewno widzimy znacząco mniejszą aktywność inwestorów prywatnych – z różnych przyczyn, jak niepewna sytuacja ze względu na Ukrainę, stopy procentowe, zawahanie inwestorów zagranicznych. Duże spowolnienie dotyczy szczególnie obiektów komercyjnych i przemysłowych. Dziś idziemy siłą rozpędu i kontraktów zdobytych w poprzednim roku, ale spowolnienie objawi się w okolicach II czy III kwartału przyszłego roku. Liczba zamówień prywatnych inwestorów będzie znacząco mniejsza, niż do tej pory w naszym portfelu. Dzieje się sporo na rynku zamówień publicznych, rząd podejmuje pewne działania, np. w ramach pobudzenia infrastruktury w dużych strefach ekonomicznych. Zapełniamy portfel tak, by budownictwo kubaturowe i budownictwo inżynieryjne miały po 50 proc. udziału w portfelu.
Dotychczas plan minimum zakładał podpisywanie umów za 2 mld zł rocznie, w tym roku plan zostanie chyba nawet przekroczony, a jaki będzie następny rok – tu dużo zależy od zamawiających.