W I kwartale br. w Polsce rozpoczęła się budowa 52,5 tys. mieszkań, o 2,5 proc. mniej niż rok wcześniej. Deweloperzy wystartowali z inwestycjami liczącymi 31,8 tys. mieszkań, o 4,6 proc. mniej rok do roku. Statystykę poprawiają inwestorzy indywidualni, którzy rozpoczęli budowę 19,6 tys. lokali, o 2,6 proc. więcej niż rok wcześniej. Co charakterystyczne, z miesiąca na miesiąc liczba uruchamianych przez Kowalskich budów rośnie.
Podobną tendencję widać, jeśli chodzi o pozwolenia na budowę: w skali całego I kwartału inwestorzy indywidualni uzyskali zgodę na budowę 21,9 tys. mieszkań, o 3,9 proc. więcej niż rok wcześniej. Z kolei deweloperzy dostali zgodę na postawienie 36,8 tys. lokali, co oznacza wzrost o 5,7 proc. rok do roku.
Do użytkowania w I kwartale oddano 49,5 tys. mieszkań, o 4,4 proc. więcej niż rok wcześniej, w tym deweloperzy 30,4 tys. a inwestorzy indywidualni 18,2 tys. To odpowiednio o 5,8 i 5,5 proc. więcej rok do roku.
Jazda w dół i odbicie?
- Rynek nieruchomości jest na tyle specyficzny, że wszystko dzieje się tu dużo wolniej niż na giełdzie czy walutach - mówi Marcin Krasoń, ekspert obido.pl. - Mimo, że stan zagrożenia epidemicznego został ogłoszony w Polsce w połowie marca, w statystykach GUS nie widać efektów tego posunięcia. Zauważalny spadek zanotowano jedynie w liczbie rozpoczętych budów, ale to efekt wysokiej bazy z marca 2019 r. Dane GUS nie oznaczają jednak, że rynek mieszkaniowy nie odczuł epidemii. Po prostu wszystko dzieje się tutaj z małym opóźnieniem, a w marcu wydarzyło się siłą rozpędu. Dane kwietniowe mogą pokazać już więcej. Choć budowy trwają bez większych przeszkód, to przez pewien czas był problem z odbiorami - został już zażegnany. Rynek cały czas zmaga się ze spowolnieniem prac w urzędach, co przekłada się na problemy z uzyskaniem pozwoleń na budowę - dodaje.
Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl, komentuje, że w danych GUS za I kwartał nie jest jeszcze praktycznie widoczny wpływ pandemii. Co prawda w samym marcu liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto (18,8 tys.) była niższa o 20 proc. rok do roku, jest to jednak efekt wysokiej ubiegłorocznej bazy. - Zdecydowanie lepiej prezentują się dane dotyczące lokali oddawanych do użytkowania, a jeśli chodzi o pozwolenia, mamy tu symptomy wciąż żywej euforii inwestycyjnej, zwłaszcza w przypadku deweloperów, która teraz będzie musiała na jakiś czas ustąpić miejsca nieco mniej optymistycznym nastrojom – uważa Jędrzyński. - Przynajmniej w najbliżej przyszłości należałoby oczekiwać spadku wszelkich statystyk inwestycyjnych, być może z nieco łagodniejszym efektem w przypadku lokali oddawanych do użytkowania. Skutki globalnej pandemii to doświadczenie, jakiego nie tylko krajowa, ale także globalna gospodarka dotychczas nie przerabiała. Skala strat wynikająca z zatrzymania gospodarek będzie znaczna, ale trudna wciąż do dokładnej oceny. W tej sytuacji jedyną pewną przesłanką jest spadek koniunktury inwestycyjnej rynku mieszkaniowego, miejmy nadzieję, że tylko w perspektywie kilku, góra kilkunastu najbliższych miesięcy, po których nadejdzie równie spektakularne odreagowanie – podsumowuje.