Rok 2020 to prawdziwy rollercoaster, jeśli spojrzeć na wykres indeksu WIG-nieruchomości. Przez cały wcześniejszy rok kurs parł mocno w górę, by w lutym 2020 r. dojść do wieloletniego maksimum 2,62 tys. pkt. Dlatego tym boleśniejszy był krach spowodowany lockdownem. W ciągu kilku marcowych sesji wyparował z naddatkiem cały wzrost z 2019 r.: wartość indeksu spadła do 1,84 tys. pkt. Druga fala pandemii nie wystraszyła już inwestorów, ale mimo dobrego finiszu w listopadzie i grudniu indeks ukończył rok o 3 proc. niżej niż w 2019 r. Mocna przecena objęła przede wszystkim deweloperów działających na rynkach biurowym i handlowym, najbardziej poturbowanych przez pandemię.
Co z mieszkaniówką?
Po lockdownie, w III kwartale sprzedaż mieszkań odbiła, a ceny dalej rosną. Dane GUS za październik i listopad dowodzą, że deweloperzy nie wahają się ruszać z nowymi inwestycjami.
Anna Karaś, starszy analityk rynku nieruchomości w Cenatorium, zwraca jednak uwagę na zestawienie liczby mieszkań w ramach uzyskanych pozwoleń (145,3 tys. po 11 miesiącach) z liczbą lokali, których budowa ruszyła (118,3 tys.).
– Wiele pozwoleń uzyskano na zapas i część deweloperów wstrzymuje się z realizacją inwestycji do czasu, kiedy sytuacja gospodarcza ustabilizuje się. Zmniejszona akcja inwestycyjna, czyli rozpoczynanie mniejszej liczby budów, wynika również ze zmniejszonego obecnie popytu na mieszkania – ocenia Karaś. – Od II kwartału 2020 r. obserwujemy spadek liczby transakcji na rynku mieszkaniowym, a więc deweloperzy zasilają ofertę mniejszą liczbą nowych lokali. W przeciwnym razie na rynku przybywałoby więcej mieszkań, niżby się sprzedawało, co prowadziłoby do nadwyżki, a ta wywoływałaby presję na spadki cen mieszkań – wskazuje.
Zdaniem ekspertki deweloperzy za wszelką cenę chcą wyjść z pandemii obronną ręką, przeczekać trudny okres, aby po opanowaniu koronawirusa wrócić na tory z 2019 r. – Dane GUS pokazują, że deweloperzy mają w zanadrzu wiele inwestycji, których sprzedaż i budowa rozpocznie się wtedy, kiedy popyt na rynku ponownie zacznie rosnąć. W tej chwili ciężko przewidzieć, kiedy to będzie. Aktualnie popyt na rynku stymulowany jest przez inwestorów, którzy nieruchomości traktują jako bezpieczną formę lokowania kapitału. W większej mierze spadł popyt wśród młodych osób, w największym stopniu uzależnionych od sytuacji na rynku pracy i dostępności kredytów mieszkaniowych. Jak będzie wyglądała sytuacja w 2021 r.? Dużo zależy od stopy bezrobocia oraz kondycji finansowej polskich rodzin. Czy będzie ich stać na mieszkania czy wręcz przeciwnie. Przed nami raczej jeszcze co najmniej pół roku spowolnienia na rynku mieszkaniowym – podsumowuje Karaś.