Prezes NBP Adam Glapiński na majowej konferencji prasowej nieco bardziej niż w kwietniu akcentował to, że cykl podwyżek stóp procentowych nie został jeszcze zakończony, niż to, że pod koniec roku może się pojawić przestrzeń do obniżki stóp procentowych. Skąd ta zmiana tonu?
Moim zdaniem wydźwięk konferencji prezesa NBP praktycznie się nie zmienił. Jego wypowiedzi odzwierciedlają wciąż dużą niepewność co do przebiegu przyszłej ścieżki inflacji, kreślonej w marcowej projekcji NBP, która pozostaje scenariuszem bazowym. Ta niepewność ma dwie główne przyczyny. Po pierwsze, nie wiadomo, jaka będzie sytuacja na rynku surowców jesienią, gdy będą trwały przygotowania do sezonu grzewczego. Po drugie, nie jest jasne, jak głęboka będzie korekta cen żywności po dużym wzroście w ostatnich kilkunastu miesiącach. Te dwa elementy mogą bardzo mocno wpłynąć na ścieżkę inflacji, stąd ta elastyczność RPP. Moim zdaniem, przy założeniu utrzymania bieżących poziomów cen na rynkach surowców energetycznych, można jednak oczekiwać, że pod koniec br. pojawi się przestrzeń dla obniżki stóp procentowych.
Analitycy z Goldmana Sachsa twierdzą, że wobec uporczywości inflacji bazowej jedynym argumentem na rzecz obniżki stóp procentowych mogą być wybory do parlamentu.
Zupełnie to do mnie nie przemawia. O tym, że w tym roku jesienią odbędą się wybory, wiemy od dawna. A mimo to rynek przez jakiś czas wyceniał, że stopa referencyjna NBP na koniec br. będzie wynosiła 8 proc. Teraz wycenia niższą stopę. Najwyraźniej w ocenie inwestorów pojawił się jakiś czynnik inny niż wybory, który przemawia za złagodzeniem polityki pieniężnej.
Jaki to czynnik? Bo o tym, że inflacja w II połowie roku mocno zmaleje, też wiemy nie od dzisiaj.