Wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w lutym o 18,4 proc. rok do roku, najbardziej od grudnia 1996 r., po zwyżce o 16,6 proc. w styczniu – podał w środę GUS. Te dane, z kilku powodów, okazały się sporą niespodzianką. Z jednej strony inflacja w lutowym szczycie okazała się niższa, niż sugerowały nawet świeże szacunki większości ekonomistów, z drugiej zaś wygląda na to, że jest bardziej uporczywa, niż się dotąd wydawało.
Wyjątkowa niepewność
Ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści szacowali przeciętnie, że inflacja w lutym wyniosła 18,7 proc. rok do roku. To, że będzie wyższa niż styczniu, gdy wedle wstępnych danych GUS wynosiła 17,2 proc., było w zasadzie pewne ze względu na efekt bazy odniesienia. W lutym 2022 r. w życie weszła tzw. tarcza antyinflacyjna, która doprowadziła do spadku CPI o 0,3 proc. miesiąc do miesiąca.
Efekt bazy jest szczególnie wyraźny w przypadku cen paliw do prywatnych środków transportu, które w lutym podrożały o 30,8 proc. rok do roku po 18,8 proc. w styczniu. Podobnie tłumaczyć można przyspieszenie wzrostu cen żywności i napojów bezalkoholowych do 24 proc. rok do roku z 20,6 proc. w styczniu br. (choć przyczyniły się do tego także duże zmiany cen części produktów żywnościowych miesiąc do miesiąca, szczególnie owoców i warzyw).
Przeciętne szacunki ekonomistów dotyczące inflacji w lutym skrywały jednak duże różnice. Odzwierciedlało to niepewność związaną z doroczną aktualizują składu CPI, której GUS dokonuje właśnie w marcu, przy okazji publikacji lutowych danych (ma to na celu dopasowanie struktury CPI do struktury wydatków przeciętnego gospodarstwa domowego – więcej w ramce).