Trzeba przyznać, że przełom lat na polskiej giełdzie okazał się zaskakująco udany chyba nawet dla największych optymistów. W momencie pisania tego artykułu, po pierwszych dziesięciu dniach stycznia, WIG znalazł się prawie 7 proc. na plusie od początku roku. To najlepsze otwarcie roku od 21 lat (blisko tego wyniku było też pierwsze dziesięć dni 2006 r.).
Udany początek stycznia wpisuje się jednocześnie w poprawę koniunktury trwającą już od połowy października ub.r. W efekcie WIG w trakcie całego tego ruchu zwyżkowego w chwili pisania tego artykułu znalazł się prawie 36 proc. powyżej październikowego dołka.
Ubiegłoroczne porównania ze ścieżkami bessy już do kosza?
Jakie są konsekwencje tak imponującego ruchu w górę z historycznego, statystycznego punktu widzenia? Pierwsza kwestia, z którą należy się rozprawić, to nasze wcześniejsze porównania obecnego zachowania WIG-u z historycznymi ścieżkami bessy z lat 2000–2001 oraz 2007–2009. Wielokrotnie na przestrzeni ubiegłego roku pokazywaliśmy, że krajowy benchmark uporczywie trzymał się tych trajektorii spadkowych. Jednak w listopadzie ub.r. pojawiły się pierwsze sygnały, że WIG przestaje już tak ochoczo podążać w kierunku dyktowanym przez niedźwiedzie analogie. Teraz, po spektakularnym otwarciu roku, widać już, że porównania z bessami być może powinny trafić do kosza.
W tej sytuacji można się zastanawiać, czy mamy do czynienia z (a) bezprecedensowym co prawda, ale nadal tylko przejściowym odreagowaniem w ramach bessy, (b) początkiem nowej hossy. Ten drugi wariant jest z pewnością godny rozważenia z prostego powodu – po tak potężnym odbiciu od dna bessy nigdy nie zdarzyło się, by potem WIG pogłębił owe dno.