Cudowne ozdrowienie sektora finansowego

Wydarzenia ostatnich dwóch tygodni na rynkach akcji dają nadzieję na trwalsze i mocniejsze odreagowanie. WIG mógłby pokusić się nawet o powrót do 30 tys. pkt. Problem jednak w tym, że poza potężną skalą przeceny i fatalnymi nastrojami na świecie trudno znaleźć powody do systematycznej poprawy koniunktury

Publikacja: 14.03.2009 00:42

Cudowne ozdrowienie sektora finansowego

Foto: Archiwum

Można zaryzykować tezę, że mocny ruch w górę byłby w obecnych warunkach złym znakiem na przyszłość. Znów mielibyśmy do czynienia ze wzrostem znacznie wyprzedzającym pojawienie się pozytywnych zjawisk w gospodarce i na poziomie przedsiębiorstw. Inwestorzy ryzykowaliby więc kupno akcji, nie mając pewności, czy optymistyczny scenariusz, zakładający ożywienie w drugiej połowie tego roku, ziści się. A przecież kilka razy w ostatnich kilkunastu miesiącach poważnie się rozczarowali, co zawsze sprowadzało na parkiety pokaźne zniżki.

Ten scenariusz zakłada więc kontynuację silnych zwyżek, ale też dość szybkie wyczerpanie się ich potencjału. S&P 500 doszedłby wtedy w okolice 800 pkt, a WIG zbliżyłby się do 30 tys. pkt. Bardzo by to jednak przypominało przebieg wszystkich dotychczasowych korekt bessy, które zaczynają się z dużym animuszem, by potem z każdym dniem tracić siłę. Najwięcej w ich czasie mogą zarobić jedynie ci, którzy „złapią” dołek.

Alternatywny scenariusz – mniej optymistyczny na krótką metę, ale bardziej pozytywny w dłuższym czasie – polega na zatrzymaniu zwyżki, z jaką mieliśmy do czynienia w ostatnich dniach. Byłoby to wyrazem nieufności inwestorów do możliwości wyraźnej poprawy notowań akcji. Odzwierciedlałoby też walkę pomiędzy uczuciami towarzyszącymi wciąż słabym w większości wiadomościom o sytuacji gospodarek i spółek a nadziejami na lepszą przyszłość.

W tym wariancie dla S&P 500 barierą nie do przejścia byłby ubiegłoroczny dołek przy 750 pkt. WIG nie zdołałby się rozprawić z 24,5–25 tys. pkt. Na rynki wróciłby pesymizm, być może taki, przy którym akcje tracą nawet wówczas, gdy pojawiają się korzystniejsze wiadomości z gospodarki. To tworzyłoby solidną bazę do trwałego wzrostu. Takiego, który mógłby się „żywić” nie tylko bieżącymi wiadomościami, ale również nadmiernym pesymizmem, wykazywanym podczas poprzedzającej go fali zniżkowej.

[srodtytul]Banki w centrum uwagi[/srodtytul]

Za kluczowe dla dalszego rozwoju wypadków należy uznać pytanie, czy z taką sytuacją nie mieliśmy przypadkiem do czynienia w trakcie trwającej od początku tego roku do niedawna zniżki na giełdach. W zestawieniu z danymi gospodarczymi trudno jednak byłoby taką tezę obronić. W dwóch pierwszych miesiącach tego roku duża część danych wypadała gorzej od prognoz.

Część odnotowała w lutym regres po tym, jak w styczniu odbiła się od dołka (np. indeksy wyprzedzające koniunktury), inne ustanowiły kolejne minima (głównie dane dotyczące rynku pracy i nieruchomości). Tylko nieliczne informacje pozytywnie zaskakiwały (np. lutowa sprzedaż detaliczna w USA).

Podobnie było, jeśli chodzi o wiadomości z amerykańskich spółek. Skłaniały one analityków do nieustannego obniżania prognoz zysków na trzy pierwsze kwartały tego roku.

Osobną kwestią jest to, co dzieje się w branży finansowej. Zachowanie akcji z tego sektora determinuje wydarzenia na większości tegorocznych sesji, choć na świecie instytucje finansowe mają już jedynie 15-proc. udział w kapitalizacji giełd, w Ameryce zaś nieco ponad 10-proc. (a przed ostatnim wzrostem poniżej 9 proc.). Rok wcześniej w skali globalnej było to blisko 22 proc., w USA blisko 17 proc.

To pokazuje, w jak dużym stopniu inwestorzy uwzględniają kondycję banków i innych spółek finansowych przy ocenie stanu całej gospodarki. Nic więc dziwnego, że informacje o dodatnim wyniku w dwóch pierwszych miesiącach J.P. Morgana, Bank of America oraz Citigroup wywołały tak entuzjastyczne reakcje.

Od razu pojawia się jednak wątpliwość, że skoro najbardziej zyskują najmocniej przecenione wcześniej firmy, to mamy do czynienia jedynie z odreagowaniem spadków, a nie z początkiem choćby średnioterminowej tendencji.

Analizując możliwość tworzenia się nowego długotrwałego trendu zwyżkowego, często zwraca się uwagę, że nie zaczyna on się gwałtownym wzrostem. Tym bardziej że najmocniej zyskiwały firmy finansowe. Co ciekawe, w skali globalnej najbardziej rósł nasz region, który przeżył wcześniej bardzo silne spadki. Poprzednio najsilniej w górę szła chińska giełda, jedna z najsłabszych w 2008 r.

Deklaracje prezesów J.P. Morgana, Bank of America oraz Citigroup kontrastowały z ostatnimi wystąpieniami Bena Bernanke, który sugerował, że sytuacja w branży finansowej wciąż jeszcze się nie ustabilizowała. Jednocześnie nie można pomijać zmian, jakie zaszły w układzie sił w tym sektorze.

Pod względem znaczenia wśród firm finansowych w światowym indeksie S&P Global 1200-Financial najbardziej liczy się obecnie J.P. Morgan (ma 4,2 proc. udziału). Bank of America jest na 8. miejscu z 1,7-proc. wpływem. Poza pierwszą dwudziestką jest Citigroup. Ten ostatni najbardziej stracił w porównaniu z końcem 2008 r. Bank of America spadł o trzy oczka, miejsce utrzymał J.P. Morgan: w porównaniu z sytuacją sprzed roku, prawie podwoił wpływ na indeks. Bank of America był wtedy na 2. pozycji, a Citigroup na 6.

Hierarchia wygląda odwrotnie, jeśli pod uwagę weźmiemy kapitały tych banków. W Citigroup jest to blisko 955 mld USD, w Bank of America ponad 867 mld USD, a w J.P. Morganie prawie 811 mld USD.

Jeszcze inaczej sprawa wygląda, jeśli chodzi o relacje między długiem a aktywami w tych bankach. W Bank of America zmniejszyła się od I kwartału 2008 r. z 39,7 proc. do 38 proc., w Citigroup z 46 proc. do 42 proc., a w J.P. Morganie z 34,7 proc. do 29,6 proc. Względem kapitałów tych instytucji zadłużenie spadło odpowiednio z 81,5 proc. do 79,6 proc., z 88,8 proc. do 85,2 proc. oraz z 82 proc. do 79,4 proc.

[srodtytul]Wskazana ostrożność[/srodtytul]

W innych najbardziej znaczących instytucjach świata mamy podobne poziomy. W brytyjskim HSBC relacja zobowiązań do kapitału to 77,2 proc., a do aktywów 13,4 proc., w amerykańskim Wells Fargo odpowiednio 79,1 proc. oraz 28,7 proc., a w hiszpańskim Santanderze 86,9 proc. i 37,8 proc. Dla porównania, w Pekao stosunek długu do kapitałów to 54,5 proc., w PKO BP – 38,4 proc., ale w węgierskim OTP już 68,6 proc. W porównaniu z aktywami jest to kolejno: 14,5 proc., 6,6 proc. oraz 26,5 proc. Widać więc, jakie różnice dzielą nasze podmioty, w znacznie mniejszym stopniu „lewarujące się” niż najwięksi gracze na świecie.

Proces zmniejszania zewnętrznych źródeł finansowania dopiero się zaczął. Jego kontynuacją będzie ograniczona skłonność do ekspansji kredytowej, która jest postrzegana jako kluczowa z punktu widzenia ożywienia gospodarczego. Jednocześnie to powoduje, że sektor będzie wciąż wrażliwy na wszelkie symptomy zagrażające jego kondycji (np. złe długi konsumenckie czy firm).

To wszystko skłania do ostrożnej oceny ostatnich wydarzeń na naszym parkiecie i na zagranicznych rynkach. Wyraźnie poprawiły one nastroje, ale tak naprawdę dopiero to, jak przebiegał będzie ruch w dół po tych zwyżkach, pozwoli zweryfikować optymistyczne podejście.

Jeśli okaże się, że zniżki mają ograniczony charakter, a do tego towarzyszy im mniejsza aktywność inwestorów i cechują się niewielką szerokością, będzie można zastanawiać się nad kupnem akcji na dłuższy czas.

[ramka][b]WIG powinien teraz bronić wsparcia[/b]

Piątkowe notowania na naszym parkiecie pokazały, że rynkowi nie musi być łatwo dalej rosnąć. Od ustanowienia dołka bessy minął niecały miesiąc, więc złe wspomnienia z tego czasu wciąż są obecne. Inwestorzy pamiętają, że najlepiej wychodzili ci, którzy szybko realizowali zyski. Słabością zwyżek jest ich ograniczona szerokość. Wątpliwości budzi też to, z jak słabym impetem rynek pokonywał kolejne opory, najpierw przy 22,8 tys. pkt, potem przy 23 tys. pkt. Martwią też obniżające się wraz z podążaniem w górę obroty. Niemniej jednak dopóki WIG nie spadnie poniżej 22,8–23 tys. pkt, ma szanse dalej zyskiwać. Jeśli jednak spadnie – będzie testował minima bessy.

[b]S&P 500 przy silnym oporze[/b]

Realizacja zysków na ostatniej sesji tygodnia na amerykańskim parkiecie zbiegła się z osiągnięciem przez S&P 500 silnego oporu, jakim jest ubiegłoroczny dołek bessy. Wypada w okolicy 750 pkt. Najbliższym wsparciem jest 720 pkt. Jego przełamanie będzie poważnym argumentem w rękach tych, którzy oczekują kontynuacji zniżek. Dotychczasowy przebieg odbicia zachęca do ostrożności. Jest zbyt gwałtowne, a do tego napędzają go spółki, które wcześniej najbardziej traciły. Trudno forsować tezę o rozpoczęciu trwalszego ruchu w górę. Jednocześnie na dłuższą metę to nie bezkrytyczny optymizm, ale obawy o przyszłość byłyby dobrym znakiem dla rynku.

[b]Wymowne surowce i dolar[/b]

Optymizm, jaki zagościł w ostatnim tygodniu na rynkach akcji, nie udzielił się inwestorom surowcowym i walutowym. Indeks CRB, obrazujący ceny najważniejszych towarów, zyskał w tym czasie zaledwie 1,3 proc. Najbardziej w górę, po około 6 proc., poszły kukurydza i kakao. Wartość dolara względem koszyka walut kluczowych państwa świata spadła o 1,1 proc. Najwięcej wobec amerykańskiej waluty zyskało euro (1,7 proc.), najbardziej stracił frank szwajcarski (2,9 proc.). Takie zachowanie jest elementem zmniejszającym znaczenie wzrostu cen akcji. Gdyby inwestorzy rzeczywiście uwierzyli w lepsze perspektywy, chętniej kupowaliby surowce i pozbywali się dolara.[/ramka]

Analizy rynkowe
Techniczna spółka dnia. Pod PKO BP zaczyna kruszyć się podłoga
Materiał Promocyjny
Jak wygląda nowoczesny leasing
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Cła i wojna psują nastroje
Analizy rynkowe
WIG – (prawie) 100 tys. pkt. I co dalej?
Analizy rynkowe
Świat za bardzo boi się wyższych ceł w USA?
Analizy rynkowe
Wall Street na detoksie, reszta świata na fiskalnym haju
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Fed lekko pesymistyczny