Doświadczenia ostatnich dwudziestu czy trzydziestu lat nie wystarczają, aby znaleźć warunki choćby nieco zbliżone do tych, z jakimi mamy do czynienia dziś. Lektura opisów sytuacji gospodarczej z przeszłości również niezbyt pomaga w znalezieniu odnośnika do obecnych skomplikowanych procesów.
Gospodarki w różnych częściach świata bardzo się zróżnicowały w ostatnich dwóch–trzech latach. Już wcześniej wykazywały wiele odmienności, niemniej podobieństw widać było znacznie więcej. A teraz w tej samej grupie państw rozwiniętych znajdziemy zarówno bardzo dynamicznie rosnące w siłę ekonomiczną Niemcy i Szwecję, słabnące USA i Japonię, dźwigające się z recesji Wielką Brytanię i Francję, broniące się przed powrotem recesji Hiszpanię oraz Portugalię, jak i pogrążoną w niej Grecję.
Zróżnicowanie w gronie krajów rynków wschodzących zaskakuje już nieco mniej, ponieważ zazwyczaj rozbieżności w tempie wzrostu gospodarczego w tej grupie były znacznie większe niż wśród krajów rozwiniętych. Jednak nawet w stosunkowo homogenicznym regionie postkomunistycznej Europy Środkowo-Wschodniej występują olbrzymie różnice. Mamy tu liderów w postaci Słowacji i Polski, ale i maruderów zagrożonych wręcz niewypłacalnością (zgodnie z notowaniami CDS, instrumentów chroniących od ryzyka bankructwa dłużnika – red.), jak Ukraina i Rumunia.
Nie mniejsze różnice znajdziemy w poziomie zadłużenia publicznego. Japonia osiągnęła już astronomiczną relację niemal 220 proc. PKB. Włochom i Grekom „udało się” przebić 120 proc. PKB. Przy tak gigantycznym zadłużeniu poziom około 90 proc. w USA czy 70–80 proc. w wielu krajach Europy Zachodniej wydaje się relatywnie niski. Ale duża część krajów emerging markets utrzymuje ten wskaźnik poniżej 40 proc., a np. kraje nadbałtyckie ograniczyły zadłużenie publiczne do zaledwie kilkunastu procent produktu krajowego. Na tym tle Polska wygląda na mocnego średniaka, chociaż minister finansów zaciekle walczy o nieprzekroczenie konstytucyjnego progu 55 proc. PKB.
Równie ciekawą różnorodność fazy cyklu ekonomicznego mamy na rynku pracy. Amerykanom doskwiera dramatycznie wysokie – jak na tamtejsze warunki – bezrobocie, sięgające niemal wartości dwucyfrowych. W krajach Półwyspu Iberyjskiego bez pracy pozostaje co piąta osoba, a w tym samym czasie Niemcy cieszą się, że u nich liczba bezrobotnych utrzymuje się znacznie poniżej 3 mln ludzi, a stopa bezrobocia spadła do wartości najniższych od 20 lat.