Decyzje OECD czy analityków Morgan Stanley, Goldman Sachs i kolejnych instytucji, które w najbliższym czasie obniżą prognozy wzrostu dla polskiej gospodarki, nie powinny nas zaskakiwać. Jesteśmy na etapie formowania nowego konsensusu (średnia prognoz – red.) – oczywiście na niższych niż dotąd poziomach. Dotyczy to wszystkich liczących się na świecie rynków. Po tym, gdy na przełomie lat 2010 i 2011 większość ekonomistów uległa pokusie i przyjęła założenie, że najbliższa przyszłość nie będzie się istotnie różnić od najświeższej historii, pora się przyznać do nadmiernego optymizmu i zaakceptować fakt, że na świecie rozpoczął się okres panowania tzw. nowej normy. Bardzo wolny, śladowy wzrost PKB dojrzałych gospodarek przy podwyższonym bezrobociu i większej niż zwykle inflacji nie jest już stanem przejściowym – to nowy standard, który najprawdopodobniej utrzyma się przez kilka lat. A to oczywiście wpływa na sytuację w innych gospodarkach, także polskiej.
W ostatnim raporcie OECD zwróciłbym jednak uwagę na coś innego niż weryfikacja prognozy wzrostu PKB dla Polski na 2012 r. z 3,8 do 2,5 proc. Otóż Polska jest jedynym państwem spośród 34 członków Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), które w 2010 roku notowało dodatnią lukę PKB i które utrzyma ją w latach 2011 i 2012. W praktyce oznacza to, że te same argumenty, które wspierają tezę o „nowej normie" i wiążą ręce wszystkim największym bankom centralnym, nie pozwalając im podnosić stóp procentowych, w Polsce będą przez kilka najbliższych kwartałów powstrzymywać RPP przed obniżką kosztu pieniądza. Przyjrzyjmy się bliżej pojęciu luki PKB i sprawdźmy, czemu warto zaprzątać sobie głowę tym nieszczególnie popularnym wskaźnikiem.
Zmarnowany potencjał
Luka PKB to różnica między faktycznym PKB a potencjalnym, czyli takim, który zakłada pełne wykorzystanie zasobów i mocy produkcyjnych danej gospodarki. Z dużą dokładnością odzwierciedla ona zjawiska inflacyjne zachodzące w gospodarce.
Gdy zagregowany popyt jest niższy od zagregowanej podaży (tzn. rzeczywisty PKB jest mniejszy od potencjalnego), mówimy o ujemnej luce PKB. To sytuacja, w której gospodarka nie jest w stanie wykorzystać w pełni swojego potencjału – posiada wolne moce przerobowe, ale jednocześnie cierpi z powodu niższego zapotrzebowania i wydatków na oferowane dobra i usługi. W takich warunkach rośnie bezrobocie, przedsiębiorcom nie opłaca się inwestować, gospodarka wchodzi w fazę spowolnienia, a presja inflacyjna maleje. Ten schemat nadaje się do opisu bieżącej koniunktury na większości rozwiniętych rynków.
Analitycy prognozują, że zarówno gospodarki grupy OECD, strefy euro, jak i Stanów Zjednoczonych przynajmniej do 2013 r. nie zdołają zmniejszyć ujemnej luki PKB, która istnieje w ich przypadku od 2009 r. Innymi słowy, ich PKB pozostanie do tego czasu ok. 3–4 proc. poniżej długoterminowego potencjału. Tak właśnie wygląda tzw. nowa norma – znacznie wolniejsze niż przeciętnie tempo wzrostu gospodarczego, znacznie więcej chętnych do pracy niż ofert zatrudnienia. Ujemna luka zapowiada oczywiście spadek presji inflacyjnej, dodatnia jej wzrost.