Świat poradzi sobie bez irańskiej ropy

Sankcje wobec Iranu, a nawet wojna z tym krajem nie zmienią istotnie – w dłuższej perspektywie – sytuacji na rynku ropy naftowej. Krótkoterminowo niepewność i napięcie polityczne będą wywierać presję na ceny surowca

Aktualizacja: 22.01.2012 22:40 Publikacja: 22.01.2012 22:25

Świat poradzi sobie bez irańskiej ropy

Foto: Archiwum

Sytuacja wokół Iranu – jego programu atomowego, którym zaniepokojony jest Zachód, ewentualnych nowych sankcji wymierzonych w ten kraj (w tym embarga na handel ropą), gróźb rządu w Teheranie dotyczących zablokowania cieśniny Ormuz, przez którą transportuje się 40 proc. ropy przewożonej na świecie drogą morską – jest ostatnio głównym czynnikiem wpływającym na ceny surowca. Niektóre państwa nie tracą czasu i przygotowują się na ewentualność ograniczenia lub całkowitego braku podaży irańskiej ropy. Jednak wiele wskazuje na to, że światowa gospodarka poradzi sobie bez surowca z tego kraju.

Europa i Azja pod presją, w USA bez zmian

Iran znajduje się w ścisłej czołówce światowych producentów ropy naftowej z dzienną produkcją przekraczającą 4 mln baryłek (ok. 5 proc. całkowitej globalnej produkcji). Oznacza to, że Iran jest drugim po Arabii Saudyjskiej największym wytwórcą surowca wśród krajów OPEC.

Znaczna część produkcji idzie na eksport do Azji – Chiny, Japonia, Indie i Korea Południowa odbierają łącznie około 60 proc. irańskiego eksportu ropy. Za kolejne 20 proc. odpowiada Unia Europejska.

Stany Zjednoczone nie utrzymują stosunków handlowych z Iranem od ponad 20 lat. W 1987 r., w okresie wojny iracko-irańskiej, prezydent USA Ronald Reagan wydał zakaz eksportu i importu wszelkich produktów i usług do oraz z Iranu. Właśnie ten ruch sprawił, że najważniejszymi odbiorcami ropy z Iranu stały się prężnie rozwijające się gospodarki azjatyckie.

Z punktu widzenia podaży ograniczenie lub całkowity brak eksportu ropy z Iranu nie jest więc w zasadzie żadną zmianą dla Amerykanów. Kłopot miałyby Europa i Azja.

Jednak pośrednio napięta sytuacja polityczna na Bliskim Wschodzie szkodzi niemal wszystkim krajom. Powoduje ona presję na ceny ropy – to zaś przeszkadza światowej gospodarce, która i tak zmaga się ze spowolnieniem.

Warto zaznaczyć, że cenę ropy naftowej wyniosły w górę nie obecne dyskusje, dotyczące Iranu, lecz wcześniejsza niepewność co do tego, jak sytuacja się rozwinie. Notowania ropy rosną niemal nieprzerwanie od początku października 2011. Wówczas inwestorzy oczekiwali na raport Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, dotyczący działań Iranu. Po publikacji tego dokumentu 8 listopada ceny surowca w zasadzie wpadły w trend boczny. Presja popytu się zmniejszyła (na zasadzie „kupowania plotek, a sprzedawania faktów"). Jednak w kwestii Iranu pozostaje jeszcze dużo znaków zapytania, co nie pozwala notowaniom znacznie spaść.

Kto zyskuje na irańskim zamieszaniu?

Można pokusić się o stwierdzenie, że beneficjentem wysokich cen ropy jest przede wszystkim sam Iran, dla którego wyższe ceny surowca oznaczają większe wpływy budżetowe. Stan gospodarki tego kraju jest silnie skorelowany z ilością napływających petrodolarów. Na podsycaniu atmosfery nerwowości Iran może więc zarobić. Oczywiście do czasu – w przypadku dalszego zaostrzania sankcji może niedługo utracić znaczną część wpływów z eksportu ropy naftowej. To by oznaczało poważne gospodarcze tarapaty tego kraju: wpływy z eksportu ropy naftowej generują większość przychodów budżetowych tego kraju.

Wygranymi mogą być też inne kraje eksportujące ropę. Wzrost cen, a także zwiększenie się popytu na ich surowiec wywołany ewentualnym wypadnięciem Iranu z rynku, prawdopodobnie zniweluje – w ich przypadku – efekt spowolnienia gospodarczego na świecie, który z kolei działa na popyt negatywnie.

Oczywiście z czasem profity eksporterów się zmniejszą: świat po początkowym zamieszaniu wypracuje nowy system handlu ropą (już bez Iranu), co zmniejszy nerwowość i prawdopodobnie przyczyni się do stopniowego spadku cen.

Ewentualne dalsze dynamiczne zwyżki notowań ropy naftowej mogłyby być wywołane zbrojnym konfliktem – przede wszystkim ze względu na obawy dotyczące rozprzestrzenienia się działań zbrojnych na cały Bliski Wschód. Jednak skala ewentualnego szoku cenowego nie będzie tak duża, jak w przypadku kryzysów naftowych z XX wieku. Wiele państw wyciągnęło wnioski z wydarzeń w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia i zróżnicowało źródła dostaw ropy – Amerykanie rozwinęli infrastrukturę w rejonie Zatoki Meksykańskiej, a Europejczycy zaczęli wydobywać surowiec z Morza Północnego.

Czy wybuch wojny w Iranie jest prawdopodobny? Na pewno nie można wykluczyć takiego scenariusza, zwłaszcza że Irańczycy są wobec międzynarodowych nacisków nieustępliwi. Najbardziej przychylny zdecydowanym działaniom jest Izrael, dla którego plan atomowy Iranu jest dużym zmartwieniem z oczywistych względów.

Przygotowania do nowego porządku

Według danych Eurostatu, ropa naftowa z Iranu stanowi około 4–5 proc. całkowitego importu tego surowca do Unii Europejskiej. Dużo ważniejszymi dostawcami są takie kraje jak Rosja czy Norwegia. Do początku 2011 r. Unia Europejska importowała też znaczące ilości surowca z Libii – kraj ten odpowiadał za około 10 proc. całkowitych dostaw do UE.

Z powyższych liczb można wywnioskować, że zamieszanie wokół Iranu nie będzie miało tak dużego wpływu na europejski rynek jak ubiegłoroczne wydarzenia w Libii. Wskazują na to także inne okoliczności. Pod koniec ubiegłego roku produkcja ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej była rekordowa (wynosiła ponad 30 mln baryłek dziennie), co wiązało się m.in. z koniecznością zapełnienia luki po surowcu z Libii. Od kilku miesięcy Libia stopniowo jednak zwiększa produkcję, co sprawia, że nadwyżki arabskiej ropy mogą być wykorzystane inaczej. Jak poinformowała libijska NationalOilCorporation, w styczniu eksport ropy z tego kraju może wynieść średnio 800 tysięcy baryłek dziennie, co stanowi około połowy wielkości sprzed zamieszek.

Zresztą w przypadku nałożenia sankcji na import irańskiej ropy sytuację podażową mogą złagodzić działania Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA), która zadeklarowała możliwość uwolnienia aż do 14 mln baryłek ropy naftowej dziennie z rządowych rezerw państw importujących ten surowiec (m.in. Stanów Zjednoczonych, Japonii oraz krajów Europy). Jednak to działanie byłoby przejściowe, gdyż rezerwy IEA nie są nieograniczone.

Azja dywersyfikuje dostawy ropy

Ważnymi odbiorcami irańskiej ropy są wspomniane wcześniej Chiny, Indie i Japonia. Kraje te liczą się jednak z tym, że jeśli będziemy mieli do czynienia z eskalacją konfliktu na Bliskim Wschodzie, to eksport ropy z Iranu zostanie znacznie ograniczony lub nie będzie go wcale. Dlatego władze państw Azji, podobnie jak Europejczycy, starają się zacieśniać stosunki handlowe z innymi potencjalnymi dostawcami, m.in. Arabią Saudyjską czy Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi.

12 stycznia ograniczenie kontaktów handlowych z Iranem zadeklarowała Japonia, w ten sposób podkreślając swoją solidarność ze Stanami Zjednoczonymi, które stanowczo opowiadają się za jak najdotkliwszymi sankcjami wobec Iranu. Dla Japonii jest to dość ryzykowny krok, nie tylko dlatego, że z Iranu czerpie ona około 10 proc. całkowitego importu ropy. Ze względu na marcowe trzęsienie ziemi i zniszczenia w elektrowni atomowej Fukushima Japonia nadal importuje zwiększone ilości ropy, które mają zastąpić powstałą lukę w produkcji energii elektrycznej.

Z kolei Indie, podobnie jak Japonia, większość zużywanej ropy naftowej muszą importować (w przeciwieństwie do Chin, które mają spore zasoby własnego surowca i – tym samym – większą siłę przetargową przy negocjowaniu kontraktów z zagranicą). W Indiach niemal 80 proc. ropy pochodzi z zagranicy. W okresie styczeń–listopad 2011 r. wartość importu ropy wzrosła o 34 proc. rok do roku ze względu na wzrost cen surowca na świecie oraz osłabienie rupii.

W przypadku Chin sprawy wyglądają nieco inaczej. Państwo Środka od paru miesięcy jest niezadowolone z warunków cenowych narzucanych przez Iran, dlatego Chińczycy i tak stopniowo starają się zdywersyfikować swój import. W ostatnim czasie podpisały one kontrakty m.in. z Rosją, Kazachstanem czy Wietnamem.

Co dalej z cenami ropy?

Co konflikt w Iranie może oznaczać dla przeciętnego konsumenta? Przede wszystkim wywiera on presję na notowania ropy, co kładzie się cieniem na rozwoju światowej gospodarki, i tak pogrążonej w kryzysie. Zamieszanie na Bliskim Wschodzie jest niekorzystne przede wszystkim dla Europejczyków, ponieważ wpływa ono na wzrost notowań ropy Brent oraz utrzymywanie się dużego dyferencjału (różnica w cenie) Brent-WTI (gatunki ropy, Brent – ropa wydobywana na Morzu Północnym, WTI – ropa wydobywana w USA).

Wiele informacji dotyczących Iranu zostało już przez rynek zdyskontowanych, jednak nie musi to oznaczać, że cena ropy już nie wzrośnie. Napięcia polityczne dotyczą bowiem nie tylko Iranu, lecz także innego równie ważnego dostawcy ropy do Europy – Nigerii, która również odpowiada za około 4–5 proc. importu tego surowca do Unii Europejskiej. Zamieszki w tym afrykańskim kraju zeszły wprawdzie na drugi plan, jednak widmo ograniczenia podaży nigeryjskiej ropy pozostanie istotnym czynnikiem wspierającym popyt.

Analizy rynkowe
Niedźwiedzie znów są prowokowane przez byki. Koniec korekty?
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Analizy rynkowe
Optymizm wrócił na giełdy, ale Trump jeszcze może postraszyć
Analizy rynkowe
Kolejny krach. Jak nie pandemia, to Trump wyzwoliciel
Analizy rynkowe
Gotówka dla akcjonariuszy. Firmy coraz częściej stawiają na skupy akcji
Analizy rynkowe
Dlaczego amerykańskie obligacje rządowe zaczęły być ostro wyprzedawane?
Analizy rynkowe
Na amerykańskie obligacje działają dwie przeciwstawne siły, ale stopy procentowe będą spadać