Sytuacja wokół Iranu – jego programu atomowego, którym zaniepokojony jest Zachód, ewentualnych nowych sankcji wymierzonych w ten kraj (w tym embarga na handel ropą), gróźb rządu w Teheranie dotyczących zablokowania cieśniny Ormuz, przez którą transportuje się 40 proc. ropy przewożonej na świecie drogą morską – jest ostatnio głównym czynnikiem wpływającym na ceny surowca. Niektóre państwa nie tracą czasu i przygotowują się na ewentualność ograniczenia lub całkowitego braku podaży irańskiej ropy. Jednak wiele wskazuje na to, że światowa gospodarka poradzi sobie bez surowca z tego kraju.
Europa i Azja pod presją, w USA bez zmian
Iran znajduje się w ścisłej czołówce światowych producentów ropy naftowej z dzienną produkcją przekraczającą 4 mln baryłek (ok. 5 proc. całkowitej globalnej produkcji). Oznacza to, że Iran jest drugim po Arabii Saudyjskiej największym wytwórcą surowca wśród krajów OPEC.
Znaczna część produkcji idzie na eksport do Azji – Chiny, Japonia, Indie i Korea Południowa odbierają łącznie około 60 proc. irańskiego eksportu ropy. Za kolejne 20 proc. odpowiada Unia Europejska.
Stany Zjednoczone nie utrzymują stosunków handlowych z Iranem od ponad 20 lat. W 1987 r., w okresie wojny iracko-irańskiej, prezydent USA Ronald Reagan wydał zakaz eksportu i importu wszelkich produktów i usług do oraz z Iranu. Właśnie ten ruch sprawił, że najważniejszymi odbiorcami ropy z Iranu stały się prężnie rozwijające się gospodarki azjatyckie.
Z punktu widzenia podaży ograniczenie lub całkowity brak eksportu ropy z Iranu nie jest więc w zasadzie żadną zmianą dla Amerykanów. Kłopot miałyby Europa i Azja.