Unia Europejska pożyczyła 17 miliardów euro w ramach „obligacji społecznych", które zostałyby przekazane państwom członkowskim, aby pomóc im wyjść z pandemii koronawirusa. Pierwsza w historii brukselska emisja związana z koronawirusem wywołała szał wśród inwestorów, a popyt na zadłużenie 27 państw członkowskich osiągnął wartość 233 miliardów euro, czyli 211 miliardów funtów, wystarczającą do wypełnienia go 14 razy. Większość emisji obejmowała 10 miliardów euro w postaci obligacji 10-letnich. Sama inwestycja przyciągnęła 145 miliardów euro popytu, co może wydawać się niezwykłe, biorąc pod uwagę, że zaoferowała inwestorom „ujemną rentowność" w wysokości -0,26 proc. Oznacza to, że inwestorzy ustawili się w kolejce o przywilej posiadania miliardów inwestycji, które w ciągu 10 lat zwrócą im mniej niż zainwestowali.
„W efekcie kupujesz obligację za określoną cenę, a kiedy ta obligacja zostanie wykupiona, spodziewasz się, że zostanie ona wykupiona po takiej cenie, że z czasem stracisz pieniądze na inwestycjach" - tak Andrew Balls, dyrektor ds. Inwestycji w firmie zarządzającej aktywami Pimco, wyjaśnił w filmie dokumentalnym BBC Radio 4.
Nie jest to zjawisko niedawne ani unikalne dla nowych obligacji koronawirusowych Unii Europejskiej, które są tylko pierwszym z serii dużych pożyczek wielomiliardowych planowanych przez Brukselę w przyszłym roku. A pomimo rozmów na temat wprowadzenia ujemnych stóp procentowych w Wielkiej Brytanii, miliardy funtów inwestycji są już nimi objęte. Oprocentowanie brytyjskich obligacji rządowych (loszek) jest ujemne w porównaniu z obligacjami na okres do pięciu lat, a Ministerstwo Skarbu cieszy się niewiarygodnie niskimi kosztami pożyczki, co oznacza mniejszy zwrot dla inwestorów pożyczających pieniądze.