Czym jest trend? W literaturze można spotkać wiele definicji. Pisząc o trendzie wzrostowym będę miał na myśli ciąg kolejnych szczytów, które przewyższają poprzednie, przerywanych korektami lub spadkami kończącymi się powyżej wcześniejszych dołków. Z kolei trend spadkowy to ciąg kolejnych dołków, z których każdy jest niżej od poprzednich, przerywany korektami lub wzrostami kończącymi się poniżej wcześniejszych najniższych wartości poprzedzających wzrost.
Perspektywa Te definicje nie wyczerpują tematu. Jest to w zasadzie tylko wstęp do tego zagadnienia. Każda z wymienionych powyżej sytuacji może jednocześnie występować i często występuje na jednym wykresie. To, czym się będą różnić, to perspektywa, w jakiej będą rozpatrywane. Ta sama perspektywa, którą gracz wybiera, by określić, na jaki czas wchodzi na rynek. Ta sama, która określa, czy dobrze czuje się on z akcjami przez trzy godziny, trzy dni czy trzy miesiące.
Definicje trendu nie określają położenia punktów najwyższych i najniższych na osi czasu, te bowiem zależą właśnie od horyzontu, w jakim inwestujemy. Dla jednodniowego gracza istotne dołki i szczyty będą pojawiać się w perspektywie mierzonej minutami. Dla spekulanta będą to dni, a wszystko to, co rozgrywa się w perspektywie minut i godzin, będzie tylko szumem informacyjnym. Z kolei dla inwestora ważne dołki i szczyty będą pojawiały się w odstępie tygodni i miesięcy. Trzeba jasno powiedzieć - nie ma jednej, najlepszej dla wszystkich, perspektywy inwestycyjnej.
Każdy, kto ma styczność z giełdą, wie, że wszystkie trendy wzrostowe i spadkowe mają kiedyś swój koniec. Jednak gracze często tracą zdolność racjonalnego myślenia, gdy tendencja panująca na rynku trwa dłuższy czas. Mimo powszechnej wiedzy o tym, że trendy nie trwają wiecznie, zbyt często dochodzi do sytuacji, gdy w tendencji wzrostowej zaangażowanie finansowe zamiast zmniejszać się w miarę starzenia się tego trendu - rośnie, a w momencie przesilenia na rynku zamiast przewagi gotówki w portfelu są same akcje. I odwrotnie: w czasie spadków dochodzi do takiej sytuacji, że w pewnym momencie nikt nie chce mieć już akcji. Te są wtedy sprzedawane za wszelką cenę i ich udział w portfelu spada do zera. A są to wtedy przeważnie okolice dna.
Oba przypadki są przykładami zachowania stadnego. Słyszał o tym każdy inwestor giełdowy, a wielu doświadczyło tego osobiście. Jednak tylko nieliczni gracze są w stanie powstrzymać się przed zajmowaniem pozycji całą wielkością portfela w czasie długotrwałego wzrostu. Natomiast jeżeli już decydują się uczestniczyć w trendzie, czynią to według ściśle określonych zasad definiujących wielkość pozycji i linie stopu. Inwestorzy ci wiedzą doskonale, że w dłuższej perspektywie taka postawa przyniesie im większe zyski niż uleganie chwilowym złudzeniom, jakie niesie ze sobą rynek. Wymaga to jednak dużej dyscypliny, na którą nie każdego stać. Przecież "pociąg odjeżdża" i chciałoby się jeszcze do niego wskoczyć. Chciałbym, by dane, jakie przytoczę, spełniały w przyszłości rolę hamulca i sprzyjały sytuacjom, w których inwestorzy w czasie spadków będą oddawać znacznie mniej z tego, co zarobili w fazie wzrostów. W końcu wskakiwanie do rozpędzonego pociągu jest bardzo niebezpieczne.