Jednak rentowność banków nie wskazuje na odrabianie strat. Wskaźnik ROE sektora, skorygowany o Visę, wyniósł w 2016 r., pierwszym roku z podatkiem, około 6,8 proc. Czyli wyraźnie spadł w porównaniu z 8,9 proc. z 2015 r. (skorygowanym o składki na BFG po upadłości SK Banku i opłatę na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców). W 2017 r. wzrósł do 7 proc., a w 2018 r. – do 7,5 proc. To jednak nie jest najlepsza miara wpływu podatku od aktywów na rentowność banków, bo jest zaburzana przez kapitały – a wymagania w tym zakresie rosły. Wskazówką, że rentowność poprawia się od dołka z 2016 r., jest wspomniana coraz lepsza marża odsetkowa.
Katastrofy nie ma, ale warto coś zmienić
Przed wprowadzeniem podatku pojawiały się obawy, że przyhamuje on akcję kredytową. Na ile faktycznie do tego doszło? – Sądząc po dość słabym wzroście akcji kredytowej w segmencie firm i to przy bardzo dobrej koniunkturze, obawy te okazały się słuszne. Jednak negatywny wpływ podatku był mniejszy, niż można się było spodziewać. Niższy popyt na pożyczki sprawił, że banki nie były zmuszone do ograniczenia w tym zakresie. Warto zwrócić uwagę, że w segmencie firm spadły marże depozytowe jako te najprostsze do zarządzania. Największe firmy zaczęły też szukać pożyczek za granicą. Z całościową oceną wpływu podatku na kredyty poczekajmy jednak do dekoniunktury. Banki, chcąc zrekompensować sobie wolumenami podatek bankowy, zaangażowały się w ostatnich latach w udzielanie kredytów gospodarstwom domowym, bo tu popyt w przeciwieństwie do firm był. Może się okazać, że zrobiły to zbyt agresywnie i udzieliły kredytów w skali, a zwłaszcza przy marży, która w normalnych warunkach nie byłaby akceptowana – uważa Materna.
Eksperci wskazują, że podatek uderza też w pozycję konkurencyjną polskich banków w porównaniu z zagranicznymi rywalami, którzy nie są opodatkowani lub są w znacznie mniejszym stopniu. To powoduje niezdolność polskich kredytodawców do ekspansji zagranicznej: nasze banki nie przejmują i nie będą przejmować zagranicznych rywali, bo od razu po wchłonięciu takiego podmiotu musiałyby płacić duży podatek (jest on pobierany na poziomie grup kapitałowych), więc są na straconej pozycji. Co jakiś czas pojawiają się apele branży, aby zmienić zasady naliczania podatku, np. zamrozić podstawę opodatkowania na koniec któregoś roku. Teraz konstrukcja podatku zakłada, że jest on kroczący, tzn. kwota podatku podąża systematycznie – i to z każdym miesiącem – za podstawą opodatkowania, której wysokość determinują głównie aktywa. Jeśli rosną – do czego bank powinien naturalnie dążyć – podatek zwiększa się. Dlatego właśnie były obawy, że banki przyhamują akcję kredytową i będą udzielać tylko tych bardziej rentownych. Były także propozycje, aby wyłączyć lub zmniejszyć stawkę dla najmniej rentownych rodzajów kredytów, np. dla dużych przedsiębiorstw. Także same firmy, które muszą więcej płacić za kredyt, stoją na gorszej pozycji konkurencyjnej względem swoich zagranicznych odpowiedników (szczególnie tych ze strefy euro, gdzie stopy procentowe są niższe).
– Podatek jest za wysoki i klienci płacą za jego wprowadzenie w postaci wyższych marż kredytowych czy niższych stawek za lokaty, częściowo także opłat bankowych. To jest tak samo oczywiste jak stwierdzenie, że każdy koszt w firmie zostanie prędzej czy później przerzucony na klienta, o ile tylko konkurencja na to pozwala – uważa Materna. Jego zdaniem powinien być ograniczony, biorąc pod uwagę rozwój fintechów, konkurencję zagranicznych podmiotów czy nowoczesne rozwiązania finansowe, których podatek nie dotyczy. Pojawiają się także argumenty, że ograniczenie daniny zwiększyłoby konkurencyjność polskiego sektora bankowo-ubezpieczeniowego, także jego działalności za granicą. Do tego dochodzi wzrost wycen banków czy ubezpieczycieli, gdyby podatek został zmniejszony.
pytania do...
Kamila Stolarskiego, analityka Pekao Investment Banking
Mijają trzy lata od wejścia podatku bankowego. Jakie przyniósł skutki?
Nie doszło, tak jak niektórzy wieszczyli przed jego wprowadzeniem, do zachwiania stabilności sektora finansowego. Podatek uderzył jednak w wysokość zysków sektora i jego rentowność, więc banki podjęły próby odrabiania utraconych zysków. Banki są pośrednikami działającymi na rynku finansowym i nakładane na siebie obciążenia przenoszą na klientów. Jednym ze skutków podatku, odczuwalnym przez klientów, jest niższe oprocentowanie depozytów terminowych, bieżących i kont oszczędnościowych. Dzięki niższym kosztom finansowania banki zrekompensowały całkiem sporą część podatku. Cięcie oprocentowania depozytów w dobie stabilnych stóp procentowych było ewenementem. Duża nadpłynność w sektorze spowodowała, że banki odrabiały utraconą rentowność, właśnie obniżając ceny depozytów. Gdyby płynność nie była tak dobra, banki reagowałyby na podatek inaczej: podnosząc marże kredytowe lub opłaty.
Na ile sprawdziły się inne obawy o skutki wejścia podatku?
Akcja kredytowa banków rozwija się w ostatnich latach dobrze, wbrew obawom, że może przyhamować czy nawet spaść, a firmy przerzucą się na finansowanie obligacjami. Nie doszło też do masowego podnoszenia marż kredytowych, jedynym produktem, gdzie widoczny był pewien, ale ograniczony, ruch w górę są hipoteki. Nie widać też istotnego wzrostu opłat i prowizji pobieranych przez banki. Nadal klienci detaliczni mają dostęp do darmowych kont, kart i przelewów. Między innymi z powodu wciąż dużej konkurencyjności polskiego sektora nie ziściły się zapowiedzi niektórych bankowców, że to już koniec darmowej bankowości w Polsce.
Rentowność sektora mierzona ROE poprawiła się jednak tylko nieznacznie.
Tak, ale to nie jest w pełni dobra miara, bo trzeba pamiętać, że wzrosły też wymogi kapitałowe. W ostatnich dwóch latach zyski banków rosły przy stabilnych stopach procentowych w dwucyfrowym tempie, szybciej niż rosły ich bilanse, co pokazuje, że ich rentowność jednak się poprawia. Banki muszą podnosić ROE, bo po nałożeniu podatku spadło poniżej 7 proc., do poziomów nieakceptowalnych dla właścicieli. To kwestia czasu, aż banki odrobią większość utraconej rentowności przez podatek bankowy. Na tę daninę składają się akcjonariusze banków i klienci banków. Z czasem coraz większa część podatku finansowana jest przez klientów.
Długookresowe działanie sektora bankowego z 8-proc. ROE przy wzroście aktywów o 6–7 proc. rocznie jest pozbawione sensu. W takim scenariuszu sektor przeznaczałby zdecydowaną część zysku na zwiększające się wymogi kapitałowe, a zwrot trafiający do akcjonariuszy w postaci dywidend byłby minimalny i nie uzasadniał ponoszenia ryzyka związanego z działalnością bankową. Według mnie bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest dalsza poprawa rentowności sektora bankowego w Polsce. Do wzrostu rentowności może przyczynić się dalsza konsolidacja, podnoszenie opłat, optymalizacja kosztów, zwiększanie marż kredytowych czy dalsza poprawa struktury i obniżania cen depozytów. Trend poprawy rentowności obserwujemy na bieżąco i przy braku nadzwyczajnych zdarzeń, stabilnych stopach i kosztach ryzyka sektor może poprawiać wyniki nawet w dwucyfrowym tempie.
Co z konsolidacją, czyli kolejnym skutkiem podatku?
Konsolidacja przyspieszyła, ponieważ część banków zdecydowała się opuścić Polskę. W niektórych przypadkach były to decyzje indywidualne, ale w niektórych kluczowe było przekonanie właścicieli banków, że sektor w Polsce przestał być atrakcyjny. Tempo kredytów już nie rośnie tak szybko jak kiedyś, podatek bankowy wyraźnie obniżył rentowność. Banki stanęły przed wyborem: zainwestować w kapitały i w technologię albo odpaść z wyścigu. W bankach skutki strategii „na przeczekanie" bywają dewastacyjne. Mniejsza skala nie uzasadnia inwestycji w IT i budowania uniwersalnej oferty, co zniechęca klientów do niedoinwestowanych banków, co znowu sprawia, że dystans do liderów się powiększa. Takie banki stają się celami akwizycji przez większych graczy. Dlatego spodziewam się kolejnych procesów konsolidacyjnych w najbliższych latach. MR