W swoich wysiłkach, by pokonać epidemię, Chiny zachowywały się jak odpowiedzialny kraj. Właściwa Chinom siła, wydajność i szybkość w walce zostały szeroko docenione. By chronić życie i bezpieczeństwo ludzi na całym świecie, Chińczycy dokonali wielu wyrzeczeń – stwierdził Zhao Lijian, rzecznik chińskiego MSZ. Jego kraj prowadzi ofensywę PR-ową, która ma przekonać resztę świata, że świeci on przykładem w walce z pandemią koronawirusa. Wysyła do innych państw samoloty wypełnione maseczkami chirurgicznymi i testami do wykrywania Covid-19. Władze w Pekinie bardzo się przy tym irytują, gdy ktoś nazywa śmiertelnego koronawirusa „wirusem Wuhan" czy „chińskim wirusem". Świat ma postrzegać ChRL jako ofiarę epidemii, a zarazem największego bohatera walki ze wspólnym wrogiem całej ludzkości. Społeczeństwa i rządy niektórych krajów nie dały się jednak zahipnotyzować tą narracją. Chińskie tłumaczenia są traktowane z naturalną podejrzliwością na Tajwanie. Mike Pompeo, amerykański sekretarz stanu, uparcie mówi o „chińskim wirusie". – Próby wyciągnięcia od rządu chińskiego danych dotyczących koronawirusa były niezwykle frustrujące, a przecież te dane są potrzebne, by stworzyć szczepionkę i odpowiedzieć na zagrożenie – stwierdził Pompeo. Również brytyjski rząd jest zły na władze Chin i oskarża je o tuszowanie epidemii w pierwszych miesiącach jej trwania i ukrywanie prawdziwej liczby zgonów na Covid-19. Z przecieków wynika, że Brytyjczycy mogą zmienić swoje stanowisko dotyczące udziału chińskiego koncernu Huawei w budowie sieci 5G, tak by wyłączyć Chińczyków z tego przedsięwzięcia.
Tajna epidemia
Pandemia Covid-19 wciąż jest daleka od powstrzymania. Liczba zgonów na koronawirusa nadal rośnie i w niektórych krajach jest już liczona w tysiącach. Wirus doprowadził też do bezprecedensowego paraliżu gospodarki globalnej. Miliony osób straciły nagle pracę, a szkody wyrządzone światowemu PKB idą w biliony dolarów. I za bardzo nie ma komu wystawić za to rachunku. Bo władze ChRL twierdzą, że ich reakcja na epidemię była modelowa i nie można nic jej zarzucić. Czyżby?
Kwarantanna w Wuhanie, czyli mieście będącym epicentrum pandemii, została wprowadzona 23 stycznia 2020 r. Dwa dni wcześniej państwowa prasa w Chinach zaczęła szerzej pisać o tej chorobie i o tym, że w jej zwalczanie jest zaangażowany prezydent Xi Jinping. Według analizy przeprowadzonej przez badaczy z Uniwersytetu Southampton, gdyby kwarantannę wprowadzono tydzień wcześniej, to globalne zachorowania na koronawirusa byłyby o 66 proc. mniejsze. Gdyby zrobiono to dwa tygodnie wcześniej, to liczba infekcji byłaby o 86 proc. niższa. Gdyby zaś kwarantanna została wprowadzona trzy tygodnie wcześniej, to zachorowań byłoby mniej o 95 proc. Covid-19 byłby więc lokalnym, chińskim epizodem, a globalna gospodarka uniknęłaby gigantycznego wstrząsu. Czy jednak władze ChRL mogły wprowadzić kwarantannę już na początku stycznia?
31 grudnia władze Republiki Chińskiej (Tajwanu) poinformowały Światową Organizację Zdrowia (WHO) o tym, że w ChRL doszło do epidemii nowej choroby, która atakuje płuca i jest przenoszona między ludźmi. Tego samego dnia o tej tajemniczej chorobie doniosły do WHO również władze ChRL. Utrzymywały jednak, że nie przenosi się ona między ludźmi. Tajwan nie jest członkiem WHO i w odróżnieniu od ChRL nie płaci tej organizacji sowitych składek, więc WHO uwierzyła ekspertom z Pekinu. Jeszcze 14 stycznia deklarowała, że nie ma dowodów na międzyludzką transmisję wirusa. Tajwan nie wierzył zaś WHO i Pekinowi, więc już na początku stycznia wprowadził restrykcje na ruch pasażerski pomiędzy swoim terytorium i Chinami kontynentalnymi.
Przez wiele tygodni chińskie władze przekonywały świat, że „pacjent zero" zgłosił się do szpitala w Wuhanie 16 grudnia. Tymczasem dziennik „South China Morning Post" dotarł do dokumentów wskazujących, że do pierwszego przypadku zachorowania na Covid-19 doszło prawdopodobnie 17 listopada. 15 grudnia w szpitalach w Wuhanie było już 27 pacjentów z nową chorobą, a pod koniec roku już 266 potwierdzonych przypadków. Według Agencji Reutera 17 grudnia w Korei Płd. odbyły się ćwiczenia ekspertów ds. walki z epidemiami obejmujące scenariusz mówiący, że z Chin zostaje przeniesiona choroba wywołująca zapalenie płuc. Być może południowokoreańskie tajne służby wiedziały, że coś jest na rzeczy... 30 grudnia doktor Ai Fen, dyrektor w Centralnym Szpitalu Wuhan, dzieli się na portalu społecznościowym WeChat informacjami o nowej chorobie. Dostaje naganę i polecenie, by siedziała cicho. Tego samego dnia doktor Li Wenliang pisze na WeChat o chorobie podobnej do SARS, która szaleje w Wuhanie. Zostaje wezwany na przesłuchanie na milicję. 1 stycznia Biuro Bezpieczeństwa Publicznego przesłuchuje kolejnych ośmiu lekarzy, którzy ujawnili informacje o epidemii. Laboratoria, które potwierdziły, że nowy wirus jest podobny do SARS, dostają polecenie od Komisji Zdrowia Prowincji Hubei, by przerwały testy i zniszczyły próbki. 7 stycznia w walkę z epidemią oficjalnie włącza się prezydent Xi Jinping, ale kraj jeszcze nie wie, że szaleje jakaś epidemia. W dniach 11–17 stycznia Komisja Zdrowia w Wuhanie utrzymuje, że nie ma żadnych nowych przypadków zachorowań. Jeszcze 18 stycznia odbywają się w tym mieście imprezy publiczne na tysiące osób. Dopiero 20 stycznia chińskie władze potwierdzają, że wirus przenosi się z człowieka na człowieka. Tego dnia pierwszy jego przypadek zostaje wykryty w Korei Płd., a następnego pierwszy w USA. Chiny już nie są w stanie dłużej ukrywać epidemii, więc dopiero wtedy się do niej przyznają.