Z komunikatu RPP nie wynika wprost, czy nieoczekiwana podwyżka stóp to jednorazowe dostosowanie, czy początek całego cyklu. A w obliczu niespodzianki, jaką okazała się środowa decyzja, przewidywania ekonomistów są wyjątkowo niepewne.
Stopa referencyjna NBP była na rekordowo niskim poziomie 0,1 proc. od maja 2020 r. W ostatnich miesiącach RPP była jednak pod coraz większą presją, aby politykę pieniężną – poluzowaną w trakcie pandemii - zaostrzyć. W czerwcu zaczęły to robić banki centralne Węgier i Czech, we wtorek dołączył do nich Narodowy Bank Rumunii. W całym regionie problemem jest nadmierna inflacja. W Polsce we wrześniu, jak wstępnie oszacował GUS, wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) wzrósł o 5,8 proc. rok do roku, najbardziej od ponad 20 lat. To był już szósty miesiąc, gdy inflacja przekroczyła nie tylko cel NBP (2,5 proc.), ale nawet górną granicę pasma dopuszczalnych odchyleń od tego celu (3,5 proc.). Co więcej, ekonomiści powszechnie oczekują, że w najbliższych miesiącach inflacja jeszcze przyspieszy, nawet do 7 proc. W 2022 r. powinna już stopniowo maleć, ale cały czas pozostanie powyżej 3,5 proc.
Większość członków RPP oceniała dotąd, że inflację napędzają czynniki, na które krajowa polityka pieniężna nie ma wpływu. To przede wszystkim szybki wzrost cen surowców, w tym energetycznych oraz rolnych, a także zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw, które skutkują niedoborami niektórych komponentów oraz wysokimi cenami frachtu. Jeszcze we wtorek na Kongresie 590 mówił o tym prezes NBP. - Z pełnym przekonaniem mówimy, że inflacja jest przejściowa, ale musimy patrzeć, czy ta przejściowa inflacja wynikająca z szoków podażowych, pochodzących z zewnątrz, nie przenosi się na gospodarkę w postaci spirali cen i płac, żądań płacowych w szczególności. W tej chili nie ma takiej sytuacji – deklarował. I podkreślił, że gdyby nie szoki podażowe, to inflacja byłaby zgodna z celem NBP.
W poprzednich tygodniach prezes NBP kilkakrotnie powtarzał, że decyzja o podwyżce stóp procentowych będzie uzależniona m.in. od tego, co pokażą listopadowe prognozy Departamentu Analiz Ekonomicznych tej instytucji. Sugerował, że zaostrzenie polityki pieniężnej będzie uzasadnione, jeśli te prognozy będą zwiastowały utrwalenie się inflacji powyżej 3,5 proc. z powodów popytowych. Stąd ci ekonomiści, którzy w niedawnej ankiecie „Parkietu" spodziewali się podwyżki stóp procentowych jeszcze w tym roku, w większości uważali, że dojdzie do niej na listopadowym posiedzeniu RPP. Ale nie brakowało też ocen, że dogodny moment na podwyżkę stóp Rada już przegapiła, bo w najbliższym czasie ożywienie gospodarcze będzie traciło impet, także za sprawą wysokiej inflacji, która ogranicza siłę nabywczą dochodów.
W uzasadnieniu środowej decyzji Rada napisała, że „w sytuacji prawdopodobnego dalszego ożywienia aktywności gospodarczej i korzystnej sytuacji na rynku pracy inflacja może utrzymać się na podwyższonym poziomie dłużej niż dotychczas oczekiwano". Dodała, że „w takiej sytuacji powstałoby ryzyko utrwalenia się dynamiki cen w średnim okresie na poziomie wyższym od celu inflacyjnego". Podwyżka stóp ma temu zapobiec. „To decyzja jak najbardziej słuszna. W świetle coraz szybszego wzrostu cen towarów i usług, a także rewizji w górę prognoz inflacji w tym roku oraz w roku przyszłym, polityka monetarna nie mogła dłużej pozostać tak łagodna jak miało to miejsce w ostatnich miesiącach" - skomentowała Monika Kurtek, główna ekonomista Banku Pocztowego.