Skok jena, będącego kluczowym ogniwem w wycieczkach kapitału na rynki wschodzące w poszukiwaniu atrakcyjności odsetkowej, wymusił na inwestorach masowe porzucanie strategii carry trade. Szczególnie boleśnie odczuły to waluty Ameryki Łacińskiej. Tarapatów koszyka dopełniło rosnące zaniepokojenie koniunkturą w Eurolandzie oraz fiasko prób wyrwania chińskiej gospodarki z anemii. W niesprzyjającym otoczeniu złoty po raz kolejny dowiódł swojej odporności i siły relatywnej. EUR/PLN nie wyszedł trwale ponad 4,30, a gdy tylko fala awersji do ryzyka przestała wzbierać, zaczął osuwać się w kierunku 4,25. Długoterminowe minima niezmiennie działają niczym magnes przyciągający notowania dzięki solidnym fundamentom i jastrzębiemu nastawieniu RPP. Letnie schłodzenie nastrojów nie dobiegło przy tym definitywnie do końca. Środowe posiedzenie FOMC potwierdzi, że we wrześniu Fed zetnie stopy o 25 pb. Ważniejszy może być test trwałości hossy związanej z rozwojem sztucznej inteligencji i wyniki kolejnych technologicznych gigantów: spółek Meta, Apple, Microsoft i Amazon. Złoty powinien zachować siłę w obliczu zbliżającego się luzowania polityki pieniężnej w USA, lecz nie widzę potencjału znaczącego przedłużenia fali wzrostowej. W lipcu inflacja w Polsce przyspieszyła najpewniej do 4,5 proc. r./r. Oznacza to, że w I półroczu skrajnie wysokie na historycznym tle realne stopy procentowe zaczynają spadać.