Dwa miesiące temu pisałem, że prawdopodobnie pora na wakacyjny marazm i że raczej wakacje nie przyniosą rozstrzygnięcia. Od tego czasu WIG20 wzrósł o 10 proc., a później wrócił do punktu wyjścia i dzisiaj jest mniej więcej na poziomie sprzed dwóch miesięcy. Czyżby inwestorzy zaczęli w końcu dostrzegać czynniki ryzyka i to, że gospodarka polska spowalnia? A może po prostu któryś raz z rzędu inwestorzy zagraniczni sterowani globalnym sentymentem do rynków wschodzących postanowili zrealizować zyski? Za tym drugim scenariuszem przemawia fakt, że złoty również zaczął się osłabiać i że dolar zyskuje na wartości. Trudniejsze pytanie – co będzie z rynkiem, a co za tym idzie, z gospodarką i wynikami spółek za kilka kwartałów. Z jednej strony mamy złożenie wniosku o upadłość w USA przez chińskiego giganta Evergrande, deflację w Chinach, recesję w Niemczech, spowolnienie wzrostu PKB w Polsce – innymi słowy niezbyt optymistyczny obraz gospodarki. Z drugiej strony, jeśli inflacja ma odpuścić, to może banki centralne poluzują politykę pieniężną i to dostarczy rynkowi bodźca do wzrostu? Niestety, takie dywagacje można snuć godzinami. Moim zdaniem racjonalnemu inwestorowi pozostaje dywersyfikacja i poduszka gotówkowa. To pierwsze zdaje egzamin zarówno w przypadku pogłębienia korekty, jak i powrotu do wzrostów. Gotówka zaś pozwoli na zakupy w atrakcyjnych cenach w przypadku dalszego osuwania się rynku.