- Nigdy nie widziałem tak zdemotywowanej grupy – mówił były reprezentant Anglii Gary Neville. – Sytuacja w szatni jest katastrofalna – dodawał jego klubowy kolega Paul Scholes. „Guardian” pisał o „totalnym niefutbolu”, a „New York Times” nazwał jeden z największych klubów świata „upadłym gigantem”. Pod koniec sezonu w Manchesterze zgadzał się tylko stan kasy.
Zespół z Old Trafford wiosną przegrał sześć wyjazdowych meczów z rzędu. Podopieczni Ralfa Rangnicka z dziewięciu spotkań zamykających sezon wygrali tylko dwa. Nie zdobyli żadnego trofeum, zajęli w lidze dopiero szóste miejsce i zagrają w Lidze Europy. Drużyna potrzebuje przebudowy, a klub, który ma podobno ponad miliard kibiców na całym świecie – wizji. To jedyna droga, aby przywrócić do życia wspomnienia o dynastii stworzonej przez Aleksa Fergusona, który w ciągu 27 lat zdobył 38 trofeów i zrobił z Manchesteru klub-wzór.
Każdy kolejny trener z dzisiejszej perspektywy sprawiał wrażenie tymczasowego. Nową nadzieją jest ten Hag. Pracę zaczął tego samego dnia, kiedy Manchester wciąż był niebieski, bo hałaśliwi sąsiedzi z Manchesteru City świętowali jeszcze mistrzostwo Anglii.
Holender podpisał trzyletni kontrakt, rocznie zarobi 9 mln funtów. Kibice i działacze wierzą, że przeszczepi do Manchesteru styl oraz filozofię Ajaksu Amsterdam, gdzie wynalazł „Futbol totalny 2.0” i awansował do półfinału Ligi Mistrzów, którego fani Czerwonych Diabłów nie widzieli od 11 lat.
Wpatrzony w Pepa Guardiolę, asystował mu przez dwa lata w Bayernie Monachium. Zachwycał się nie tylko taktycznym zmysłem Hiszpana, ale także jego zdolnością do temperowania boiskowych solistów. – Chcę posiadania piłki. Wszyscy mają atakować i bronić – podkreśla, niczym typowy reprezentant holenderskiej szkoły futbolu, kolejny z setek apostołów Johana Cruyffa.