Żandarm na dromaderze

Citroën méhari wydaje się samochodem idealnym na letnie eskapady, zwłaszcza na Lazurowym Wybrzeżu. W Polsce jednak też się sprawdzi, tyle że zapewne częściej trzeba będzie stawiać brezentowy dach.

Publikacja: 22.05.2015 16:15

Za kierownicą citroëna méhari często widywaliśmy Louisa de Funesa. Fot. www.pinterest.com

Za kierownicą citroëna méhari często widywaliśmy Louisa de Funesa. Fot. www.pinterest.com

Foto: Archiwum

Gdy mój zakochany w niemieckich samochodach brat odwiedził mnie ostatnio nowym citroënem, byłem w szoku. On sam nie ukrywał zdziwienia, jakie przeżył, prowadząc model C5 swojego kolegi, co zachęciło go do kupna własnego. Nie byłby tak zaskoczony, gdyby choć trochę znał historię tej francuskiej marki słynącej z prekursorskich rozwiązań.

Warto zacząć od tego, że dzieje Citroëna są ściśle związane z Polską. To u nas na początku XX wieku młody, 23-letni inżynier Andre Citroën poznał technologię kół zębatych o daszkowym uzębieniu. Zachwycony ich skutecznością nabył patent i rozpoczął we Francji ich produkcję. Błyskawicznie odniósł sukces, przekładnie Citroëna stosowano nie tylko w większości francuskich samochodów, klientem był nawet Rolls-Royce. Przekładnia francuskiej produkcji użyta została też w sterze „Titanica". Zazębienie daszkowe przyniosło więc Citroënowi bogactwo i sławę, a on je unieśmiertelnił, uczynił z tego wzoru logo swej firmy znane do dziś.

Citroën słynął z innowacyjności. Jako pierwszy wprowadził m.in. przedni napęd. Zaskoczył cały świat wyprzedzającym swoją epokę modelem DS. Na kompletnie przeciwnym biegunie jest jednak samochód, który chcę opisać dziś.

To prosta konstrukcja, która w określonych warunkach ma wiele zalet. Myślę tu o modelu Méhari produkowanym w latach 1968–1987, który został rozsławiony przez komediowy cykl o żandarmie z Saint-Tropez, granym przez niezapomnianego Louisa de Funesa. Nieprzypadkowo wybrano go do filmu, ponieważ pojazdów tych rzeczywiście używały żandarmeria i wojsko.

Méhari to super lekki samochód bazujący na konstrukcji identycznej z modelem 2CV. To, co je odróżnia, to rzecz jasna nadwozie oparte na ramie ze stalowych rurek pokrytych karoserią z tworzyw sztucznych. Taki buggy znad Sekwany. Nieco „pustynne" przeznaczenie zaszyfrowane jest zresztą w nazwie – w języku nomadów Tuaregów „méhari" oznacza samca dromadera. Samochody te napędzał początkowo 26-konny silnik o pojemności 602 cm3, potem zamieniony on został na nieco mocniejszą jednostkę 29-konną. Od 1979 roku oferowano też samochody w wersji z napędem 4x4, które sprawdzały się m.in. podczas rajdu Paryż–Dakar jako pojazdy asysty medycznej.

W ciągu 19 lat produkcji wyprodukowano niespełna 145 tys. egzemplarzy, w rękach kolekcjonerów jest około 1200 sztuk. Poszukiwania przynoszą czasem zaskakujące efekty. Można odnaleźć wychuchane cudeńka, jak to na zdjęciu wystawione na licytacji za około 50 000 zł, ale też inne egzemplarze w dobrym stanie za niespełna 13 000 zł. Pomiędzy tymi kwotami też znajdziemy ciekawe propozycje. Jeśli więc chcemy poczuć się jak żandarm z Saint-Tropez – do dzieła!

[email protected]

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę