Branża szacuje, że w zeszłym roku produkcja mebli wzrosła o ok. 20 proc., a przychody sięgnęły 13 mld euro.
To na razie wstępne dane, bo na oficjalne raporty musimy poczekać, ale nawet ostrożni analitycy przyznają, że branża meblowa zaskoczyła witalnością w niełatwych czasach.
– To na pewno nie był rok łatwy dla przedsiębiorców – mówi Michał Strzelecki, dyrektor Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli. Wprawdzie nie było drastycznych ograniczeń, jakie pamiętamy z 2020 r. (lockdowny paraliżujące branżę w kraju i Europie w ciągu kilku wiosennych miesięcy), ale firmy zmagały się z kryzysem towarzyszącym pandemii, który przyniósł drożyznę podstawowych surowców, np. płyt meblowych i drewna. Dopiero latem 2021 r., gdy sprzedaż gotowych wyrobów nieco wyhamowała, ceny i podaż materiałów do produkcji ustabilizowały się. Pandemia w ciągu roku nie odpuszczała, nie powrócił także wyjątkowy popyt na domowe sprzęty znany z 2020 r. Eksperci nie mają wątpliwości – zakupową gorączkę zatrzymały nowe wyższe ceny, nasycenie rynku i zmiana konsumenckich zachowań.
Jednak pod koniec minionego roku zaskakująco dobre wieści przyniosły badania rynku zlecone przez OIGPM. Prognoza jednoznacznie wskazywała na duży wzrost sprzedaży. To prawda, że podreperować wyniki branży pomogła tania złotówka, trochę też konsumenckie decyzje stymulowała inflacja. Jednak w ocenie meblarskiego stowarzyszenia nie da się zakwestionować wyliczeń, że na dobre wyniki złożyły się nie tylko zwyżkujące ceny mebli (wzrost ok. 15–20 proc. w skali roku), ale też wyraźny wzrost (o 6 proc.) wolumenu produktów. Z badań rynków eksportowych wynikało, że wyraźnie przyspieszyła sprzedaż polskich mebli w USA (o 26 proc. rok do roku), więcej sprzętów wyposażenia wnętrz kupowały też unijne kraje (to tradycyjni odbiorcy 80 proc. polskich mebli), na czele z Niemcami i Francją. Wiadomość, że sprzedaż do krajów UE rośnie o 6–7 proc., pokrzepiła nie tylko producentów.