Nadszedł czas, by ktoś powiedział Niemcom, że impreza się skończyła

Być może najlepszym rozwiązaniem przewlekłego kryzysu w eurolandzie byłby powrót Niemiec do marki. Skorzystałyby na tym państwa z peryferii, ale zwykli Niemcy też by zyskali.

Aktualizacja: 06.02.2017 21:05 Publikacja: 01.08.2015 11:00

Niemiecka kanclerz Angela Merkel boi się wyrzucić z eurolandu nawet Grecję. Minister finansów Wolfga

Niemiecka kanclerz Angela Merkel boi się wyrzucić z eurolandu nawet Grecję. Minister finansów Wolfgang Schaeuble to zaś „fiskalny fundamentalista”, który najchętniej widziałby Grecję poza strefą euro.

Foto: Archiwum

Niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble wysunął niedawno pomysł „czasowego" usunięcia Grecji ze strefy euro. Secesja małego kraju, takiego jak Grecja, nie rozwiązałaby jednak żadnego strukturalnego problemu trapiącego euroland. Część ekonomistów wskazuje więc, że o wiele lepszym rozwiązaniem byłoby wyjście Niemiec ze strefy euro. Brzmi absurdalnie? Statystyki wyraźnie jednak pokazują, że Niemcy stanowią dużo większe zagrożenie dla gospodarczej stabilności strefy euro niż Grecja. Niemiecka nadwyżka na rachunku obrotów bieżących sięgnęła w 2014 r. 215 mld euro, czyli rekordowych 7,9 proc. PKB. W tym roku ma przekroczyć 8 proc. PKB. Przez pięć poprzednich lat z rzędu przekraczała 6 proc. PKB, co Międzynarodowy Fundusz Walutowy wskazuje jako wartość zagrażającą stabilności eurolandu. Tak olbrzymia nadwyżka wewnątrz unii walutowej utrudnia ożywienie gospodarcze wśród słabszych członków strefy euro, takich jak Włochy czy Portugalia. Zgodnie z unijnym prawem Komisja Europejska powinna już po trzech latach wszcząć przeciwko Niemcom procedurę nadmiernej nadwyżki, zamiast tego w zeszłym roku udzieliła Berlinowi nic nieznaczącego ostrzeżenia. – Niemcy powinny zostać ukarane finansowo. Ich nadwyżka powinna zostać potraktowana tak, jak wcześniej deficyt w państwach południa strefy euro, jako podobne zagrożenie dla stabilności. Niepokoić może to, że na tym etapie cyklu gospodarczego nadwyżka powinna spadać – twierdzi Simon Tilford, analityk z Centre for European Reform.

Chory człowiek Europy

Jedną z przyczyn utrzymywania przez Niemcy takiej nierównowagi wewnątrz strefy euro jest to, że w samych Niemczech konsumpcja oraz inwestycje były w ostatnich latach wyraźnie dyskryminowane w wyniku polityki rządu obsesyjnie dążącej do zbilansowania budżetu za wszelką cenę. Stopa inwestycji w Niemczech spadła z 23 proc. PKB osiąganych w połowie lat 90. do obecnych 17 proc. Niemiecki Instytut Badań Gospodarczych (DIW) alarmuje, że władze federalne i lokalne w ostatnich latach wydawały co roku na infrastrukturę o 4 mld euro mniej, niż było potrzeba na jej utrzymanie, co przynosi już szkody prywatnemu biznesowi. Według Marcela Fratzschera, prezesa DIW, autora książki „Niemiecka iluzja", niemieckiemu przemysłowi udało się prosperować w czasie kryzysu głównie dzięki temu, że płace realne spadły do poziomów z lat 90. Co prawda stopa bezrobocia w Niemczech wynosi zaledwie 4,7 proc., ale ponad 7 mln Niemców pracuje na „śmieciówkach", zarabiając miesięcznie do 450 euro. Rosną przez to różnice majątkowe, a coraz większa część narodu nie korzysta z „cudu gospodarczego". Jednocześnie popyt konsumencki w Niemczech jest wciąż zbyt mały, by pociągnąć w górę gospodarkę strefy euro.

– Oni robią wszystko, by ożywienie gospodarcze nie ruszyło, więc nie powinni się dziwić, że ono nie rusza. To fundamentalizm zbilansowanego budżetu, który staje się religią – uważa Paul De Grauwe, ekonomista z London School of Economics.

Ashoka Mody, ekonomista z Princeton, były wicedyrektor departamentu europejskiego MFW, wskazuje, że rozwiązaniem problemu nierównowagi budowanej przez Niemcy może być wyjście RFN ze strefy euro. Z jednej strony doprowadziłoby to do poważnego osłabienia wspólnej waluty, na czym skorzystałyby kraje południa eurolandu, z drugiej byłoby dobre dla samych Niemców. – Za niemieckie marki można by było kupić więcej towarów i usług w Europie i na świecie niż dzisiaj za euro. Niemcy w jednej chwili staliby się bogatsi – wskazuje Mody.

Takie głosy nie są niczym nowym. Od początku kryzysu pojawiają się wśród ekonomistów opinie, że wyjście Niemiec ze strefy euro byłoby dobre zarówno dla niemieckiej gospodarki, jak i dla stabilności unii walutowej. – Nowa marka niemiecka szybko i bardzo by się umocniła. By walczyć z deflacją, rząd RFN musiałby zwiększyć wydatki budżetowe i obniżyć podatki. Poczułyby to niemieckie gospodarstwa domowe – mówił „Parkietowi" w 2010 r. Christopher Smallwood, analityk Capital Economics, autor pierwszego głośnego raportu wskazującego na możliwe pozytywne skutki rozpadu europejskiej unii walutowej.

Podobne opinie słychać też od dawna wśród niektórych niemieckich ekspertów. – Przez ostatnie dziesięć lat, czyli niemal od wprowadzenia euro, Niemcy miały najniższe tempo wzrostu gospodarczego w eurolandzie. Najniższe tempo wzrostu! Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero po wybuchu kryzysu w strefie euro. Niemcy przestały eksportować pieniądze, a więcej inwestowały w krajową gospodarkę – przed 2009 r. sytuacja była zupełnie inna. Mówi się, że teraz Niemcy korzystają z kryzysu. Ale co się stanie, gdy załamią się gospodarki państw południowej Europy? To przecież uderzy w niemiecki eksport. Na końcu, gdy podliczymy wszystkie za i przeciw – zwłaszcza koszty, jakie będziemy musieli ponieść, okaże się więc, że euro nie jest w niemieckim interesie – wskazywał w rozmowie z „Parkietem" w 2012 r. Bruno Bandulet, niemiecki ekonomista, autor książki „Ostatnie dni euro".

Alternatywa dla dominacji

Chociaż wyjście Niemiec ze strefy euro sprawiłoby, że niemieccy podatnicy nie musieliby się już składać na kolejne pakiety pomocowe dla państw z peryferii eurolandu (de facto na pomoc dla banków, które spekulowały na długu tych krajów), to pomysł secesji Niemiec z unii walutowej nie cieszy się wśród mieszkańców RFN dużym poparciem. Niemieckich przeciwników euro reprezentuje założona w 2013 r. partia Alternatywa dla Niemiec (AfD). Jej głównym postulatem jest uporządkowane rozmontowanie unii walutowej. Nie zdołała dotąd tym postulatem zdobyć serc i umysłów wyborców. W wyborach do Bundestagu w 2013 r. zdobyła 4,7 proc. głosów, czyli znalazła się tuż pod progiem wyborczym. Weszła jednak do parlamentów pięciu niemieckich landów, a w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. zdobyła siedem mandatów. (Przystąpiła tam do frakcji Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy współtworzonej głównie przez brytyjskich torysów i PiS). Ten ciekawy projekt polityczny jest wciąż uznawany za „partię profesorów" (ze względu na duży odsetek konserwatywnych ekonomistów w jej władzach) tkwiącą mentalnie w czasach sprzed zjednoczenia Niemiec. Wyborców odstrasza również to, że AfD jest skłócona wewnętrznie. Frakcja „czysto ekonomiczna" skupiona wokół Bernda Luckego, byłego ekonomisty Banku Światowego, walczy z frakcją „prawicowo-populistyczną". Nie zanosi się więc na to, by eurosceptycy prędko zdobyli władzę w Niemczech i wyprowadzili je ze strefy euro.

Czemu kontestowanie obecności Niemiec w eurolandzie nie jest w RFN popularne? „Europeizm" jest za Odrą ideologią quasi-państwową. Oficjalna wersja berlińskich władz mówi, że Niemcy, włączając się w proces integracji europejskiej, odpłacają za swoje winy z przeszłości i zdobywają czołową pozycję wśród narodów Europy. Rozbicie strefy euro przez Niemcy byłoby więc zamachem na oficjalną ideologię (chyba że chodzi o wyrzucanie z eurolandu „greckich nierobów"). Poza tym kryzys w strefie euro dał Berlinowi bezprecedensowe wpływy w Europie. Może on się mieszać do wewnętrznej polityki Grecji czy Portugalii, tak jakby były one Francją Vichy. A z takiej, zdobytej pokojowymi środkami, władzy trudno zrezygnować.

[email protected]

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę