Inwestorzy liczą na banki centralne

Po mocnych przecenach, wyraźnie widocznych od pewnego czasu na wszystkich rynkach, inwestorzy znów wypatrują ratunku w działaniach głównych banków centralnych świata. A banki centralne zdają się skłaniać do spełnienia roli ratowników.

Aktualizacja: 06.02.2017 19:50 Publikacja: 31.08.2015 11:08

Inwestorzy liczą na banki centralne

Foto: GG Parkiet

W ostatnich w powstrzymaniu fali spadków na rynkach spory, jeśli nie największy, udział zdają się mieć banki centralne. Ludowy Bank Chin zaczął nadrabiać poprzednią opieszałość, w której upatrywano powodów ostatniego tąpnięcia w Szanghaju, obniżając stopy procentowe i uruchamiając dostawy juanów na rynek finansowy. Wypowiedzi przedstawicieli Fed „przesunęły" termin podwyżki stóp w Stanach Zjednoczonych, a z EBC popłynęły deklaracje dotyczące „wzmocnienia" działań w ramach programu skupu obligacji.

WIG20 wraca z dalekiej podróży

Ujemny bilans pierwszych czterech sesji minionego tygodnia w przypadku indeksu naszych największych spółek nie przekracza 3 proc. Nie robiłby on więc wielkiego wrażenia, bo podobnych lub gorszych tygodni w ostatnim czasie mieliśmy kilka, gdyby nie dwa fakty. Pierwszy wiąże się z zakresem zmienności, który sięgnął 125 punktów, czyli około 6 proc. i był największy od stycznia tego roku. Trochę się od takich wahań odzwyczailiśmy, bo i w ubiegłym roku było takich tygodni niewiele. Ale w 2013 r. zdarzały się przypadki, gdy sięgały one 245–270, a więc były dwukrotnie bardziej dynamiczne. Ten przegląd historyczny może mieć praktyczne zastosowanie i stanowić przesłankę do optymizmu, jeśli zauważyć, że za każdym razem po takim „szaleńczo" zmiennym spadkowym tygodniu mieliśmy do czynienia nie tylko z uspokojeniem nastrojów, ale także co najmniej kilkutygodniowym znaczącym ruchem indeksu w górę. Drugie, także optymistyczne, wskazanie wiąże się również z ważnym i rzadko widzianym wydarzeniem, jakim było bliskie spotkanie WIG20 z poziomem 2000 punktów, wyznaczającym dołki z września 2011 i maja 2012 r. oraz dolne ograniczenie trwającego od czterech lat trendu bocznego. Wszystko wskazuje na to, że zakończyło się ono pomyślnie dla trendu, choć pewnie nie wszyscy inwestorzy mają z tej okazji powody do świętowania.

Krach w Chinach? Bez przesady

Na chińskim parkiecie w pierwszych trzech dniach minionego tygodnia nie osłabła ani dynamika spadków, ani zakres zmienności. Do czwartku Shanghai Composite tracił 12 proc., ale w najgorszym momencie, gdy w środę znalazł się wyraźniej poniżej 3000 punktów, zniżka sięgała aż 16,5 proc. Poniedziałkowe, sięgające 8,5 proc. tąpnięcie było już drugim takim epizodem od końca lipca, a w ujęciu tygodniowym mamy do czynienia z trzecim tak dużym ruchem od połowy czerwca, czyli od początku obecnego całej fali spadkowej, która zubożyła chiński indeks i inwestorów o ponad 40 proc. Najsilniejszy był pierwszy impuls, inicjujący załamanie. Wówczas skala tygodniowej zniżki przekroczyła 13 proc. Na razie obronę 3000 punktów, czyli poziomu najniższego od lutego 2015 r., można uznać za zakończoną powodzeniem. Ale strachu nie brakowało i nadal nie brakuje.

Patrząc jednak tylko na zachowanie się chińskich indeksów z nieco szerszej perspektywy i w dłuższym horyzoncie, z tym strachem nie należałoby przesadzać. Jeśli nie brać pod uwagę minionego tygodnia, Shanghai Composite znalazł się na wysokości poprzedniego istotnego szczytu z sierpnia 2009 r., wieńczącego pokryzysowe odbicie. Wciąż więc można mówić o korekcie, a nie zmianie trendu. Nie przesądza o niej także przełamanie wspomnianego szczytu w ostatnich dniach. Choć dynamika, z jaką to przełamanie nastąpiło, robi wrażenie i budzi niepokój, to jednocześnie, po pierwsze, daje nadzieję na odreagowanie, a po drugie, można je potraktować jako powrót indeksu do „rozsądnych" poziomów. Trwający od marca do czerwca szaleńczy rajd nie miał bowiem żadnego fundamentalnego uzasadnienia. Podobnie kruche były także podstawy poprzedzającej go fali zwyżek z drugiej połowy ubiegłego roku. Chińska gospodarka wyraźne oznaki osłabienia wysyłała już przecież od początku 2014 r., a nasiliły się one bardzo w pierwszej połowie 2015 r. Ta „dywergencja" między giełdą a gospodarką musiała kiedyś zostać zweryfikowana, a dynamika tego procesu jest w pełni adekwatna do tego, co działo się wcześniej. Można się tylko zastanawiać, czy inwestorzy „przejrzeli na oczy" i korygują swój, nazwijmy to dyplomatycznie, przesadny optymizm, czy faktycznie zagrożenie realizacji scenariusza twardego lądowania chińskiej gospodarki jest obecnie znacznie większe, niż się jeszcze do niedawna wydawało. Trafna odpowiedź na to ostatnie pytanie z pewnością będzie sowicie nagrodzona.

Wall Street wreszcie się ruszyła

Drugi tydzień z rzędu amerykańscy inwestorzy nie mieli powodu do narzekania na brak mocniejszych wrażeń. Zmienność należy do najwyższych od czterech lat, i to zarówno biorąc pod uwagę jej skalę, jak i zmiany kierunku ruchu. Ostatnie lata przyzwyczaiły ich do niemal nieustannych, jedynie na krótko przerywanych zwyżek, a ostatnie miesiące do prawie kompletnego marazmu. Na tym tle niedawne wydarzenia musiały być dla nich bardzo emocjonujące. Chodzi nie tylko o ostatni „czarny poniedziałek", który przyniósł spadki sięgające niemal 4 proc., ale o całe, składające się z sześciu sesji tąpnięcie, w wyniku którego S&P500 stracił ponad 11 proc. Rozpoczęte w środę odreagowanie było równie dynamiczne, z prawie 4-proc. zwyżką i czwartkową poprawką o niemal 2,5 proc.

Trudno obecnie cokolwiek wyrokować w kwestii wyniku tych wahań, czyli tego, w którą stronę podążą indeksy w najbliższym czasie. Na razie na rynku dominują emocje i próby interpretacji napływających bodźców i informacji. Możliwy jest każdy scenariusz, od pogłębienia korekty po powrót do dominującego od kilku miesięcy trendu bocznego, którego dolnym ograniczeniem są okolice 2050 punktów. Nadal wiele zależeć będzie od nastrojów, czyli z jednej strony od obaw o rozwój sytuacji w Chinach i jej wpływu na amerykańską i globalną gospodarkę oraz od oceny szans na kontrolowany przebieg wydarzeń, z drugiej zaś od działań Fedu i ich interpretacji. Kwestię Chin, dopóki nie zacznie się ona przekładać w konkretny sposób na gospodarkę, Amerykanie potraktują raczej jako drugorzędną. Zasadnicze znaczenie w dłuższym horyzoncie będzie najpewniej mieć decyzja, czy cieszyć się z poprawy kondycji gospodarki, czy martwić perspektywą podwyżki stóp. W każdym razie prawdopodobnie ewentualny bal nie będzie już przebiegał w tak szampańskiej i niezmąconej atmosferze jak w ciągu kilku ostatnich lat. W krótszej perspektywie, obejmującej najbliższe tygodnie, dominować będą kalkulacje, co i kiedy zrobi Fed i co należy o tym myśleć. To najpoważniejszy element niepewności. Choć wrześniowy termin podwyżki jest coraz mniej prawdopodobny, wykluczyć go nie można. Cokolwiek się zdarzy, sprawi trudności interpretacyjne.

Niepewne surowcowe przesilenie

Z wyjątkowo wysoką dynamiką wydarzeń mieliśmy do czynienia w ostatnich dniach także na rynkach surowcowych. I równie niełatwo z tych wydarzeń wyciągać wnioski. Tym bardziej że gigantyczne, w przypadku ropy naftowej przekraczające 10 proc., zwyżki nie były spowodowane żadnym przełomowym wydarzeniem czy informacją. Oczywiście powodów można na siłę doszukiwać się w publikacji lepszych, niż się spodziewano, danych dotyczących amerykańskiej gospodarki, ale przecież to nie zmienia zasadniczo sytuacji fundamentalnej ani w przypadku ropy, ani miedzi. Impulsem dla notowań ropy stała się informacja o zażądaniu przez Wenezuelę zwołania nadzwyczajnego posiedzenia OPEC, na którym miałoby dojść do dyskusji w sprawie ograniczenia produkcji. Ewentualna decyzja w tej sprawie oczywiście mogłaby radykalnie wpłynąć rynek, ale jej podjęcie wydaje się niezbyt prawdopodobne, choć wykluczyć takiego scenariusza oczywiście nie można. Niskie ceny coraz bardziej dokuczają nie tylko mniej rozwiniętym państwom surowcowym, ale także tym najbogatszym. Kartel mógłby „wyjść z twarzą" po takiej decyzji, uzasadniając ją powrotem do gry Iranu, po zniesieniu sankcji. To na razie spekulacje, ale wystarczające, by na potężnie przecenionym i „wyprzedanym" rynku wywołać eksplozję. Dla długoterminowych trendów większe niż takie dynamiczne skoki znaczenie często mają ruchy niewielkie, ale konsekwentne. Pewne jest, że ten czwartkowy przejdzie do historii jako jeden z największych. Notowania miedzi wzrosły w czwartek „tylko" o 3 proc., ale od kilku dni były widoczne próby powstrzymania spadkowej tendencji. Miały one uzasadnienie w postaci działań chińskich władz monetarnych.

W każdym razie na odreagowanie noto- wań surowców można liczyć, ale z długoterminowymi prognozami lepiej zachować ostrożność.

[email protected]

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę