W ostatnich w powstrzymaniu fali spadków na rynkach spory, jeśli nie największy, udział zdają się mieć banki centralne. Ludowy Bank Chin zaczął nadrabiać poprzednią opieszałość, w której upatrywano powodów ostatniego tąpnięcia w Szanghaju, obniżając stopy procentowe i uruchamiając dostawy juanów na rynek finansowy. Wypowiedzi przedstawicieli Fed „przesunęły" termin podwyżki stóp w Stanach Zjednoczonych, a z EBC popłynęły deklaracje dotyczące „wzmocnienia" działań w ramach programu skupu obligacji.
WIG20 wraca z dalekiej podróży
Ujemny bilans pierwszych czterech sesji minionego tygodnia w przypadku indeksu naszych największych spółek nie przekracza 3 proc. Nie robiłby on więc wielkiego wrażenia, bo podobnych lub gorszych tygodni w ostatnim czasie mieliśmy kilka, gdyby nie dwa fakty. Pierwszy wiąże się z zakresem zmienności, który sięgnął 125 punktów, czyli około 6 proc. i był największy od stycznia tego roku. Trochę się od takich wahań odzwyczailiśmy, bo i w ubiegłym roku było takich tygodni niewiele. Ale w 2013 r. zdarzały się przypadki, gdy sięgały one 245–270, a więc były dwukrotnie bardziej dynamiczne. Ten przegląd historyczny może mieć praktyczne zastosowanie i stanowić przesłankę do optymizmu, jeśli zauważyć, że za każdym razem po takim „szaleńczo" zmiennym spadkowym tygodniu mieliśmy do czynienia nie tylko z uspokojeniem nastrojów, ale także co najmniej kilkutygodniowym znaczącym ruchem indeksu w górę. Drugie, także optymistyczne, wskazanie wiąże się również z ważnym i rzadko widzianym wydarzeniem, jakim było bliskie spotkanie WIG20 z poziomem 2000 punktów, wyznaczającym dołki z września 2011 i maja 2012 r. oraz dolne ograniczenie trwającego od czterech lat trendu bocznego. Wszystko wskazuje na to, że zakończyło się ono pomyślnie dla trendu, choć pewnie nie wszyscy inwestorzy mają z tej okazji powody do świętowania.
Krach w Chinach? Bez przesady
Na chińskim parkiecie w pierwszych trzech dniach minionego tygodnia nie osłabła ani dynamika spadków, ani zakres zmienności. Do czwartku Shanghai Composite tracił 12 proc., ale w najgorszym momencie, gdy w środę znalazł się wyraźniej poniżej 3000 punktów, zniżka sięgała aż 16,5 proc. Poniedziałkowe, sięgające 8,5 proc. tąpnięcie było już drugim takim epizodem od końca lipca, a w ujęciu tygodniowym mamy do czynienia z trzecim tak dużym ruchem od połowy czerwca, czyli od początku obecnego całej fali spadkowej, która zubożyła chiński indeks i inwestorów o ponad 40 proc. Najsilniejszy był pierwszy impuls, inicjujący załamanie. Wówczas skala tygodniowej zniżki przekroczyła 13 proc. Na razie obronę 3000 punktów, czyli poziomu najniższego od lutego 2015 r., można uznać za zakończoną powodzeniem. Ale strachu nie brakowało i nadal nie brakuje.
Patrząc jednak tylko na zachowanie się chińskich indeksów z nieco szerszej perspektywy i w dłuższym horyzoncie, z tym strachem nie należałoby przesadzać. Jeśli nie brać pod uwagę minionego tygodnia, Shanghai Composite znalazł się na wysokości poprzedniego istotnego szczytu z sierpnia 2009 r., wieńczącego pokryzysowe odbicie. Wciąż więc można mówić o korekcie, a nie zmianie trendu. Nie przesądza o niej także przełamanie wspomnianego szczytu w ostatnich dniach. Choć dynamika, z jaką to przełamanie nastąpiło, robi wrażenie i budzi niepokój, to jednocześnie, po pierwsze, daje nadzieję na odreagowanie, a po drugie, można je potraktować jako powrót indeksu do „rozsądnych" poziomów. Trwający od marca do czerwca szaleńczy rajd nie miał bowiem żadnego fundamentalnego uzasadnienia. Podobnie kruche były także podstawy poprzedzającej go fali zwyżek z drugiej połowy ubiegłego roku. Chińska gospodarka wyraźne oznaki osłabienia wysyłała już przecież od początku 2014 r., a nasiliły się one bardzo w pierwszej połowie 2015 r. Ta „dywergencja" między giełdą a gospodarką musiała kiedyś zostać zweryfikowana, a dynamika tego procesu jest w pełni adekwatna do tego, co działo się wcześniej. Można się tylko zastanawiać, czy inwestorzy „przejrzeli na oczy" i korygują swój, nazwijmy to dyplomatycznie, przesadny optymizm, czy faktycznie zagrożenie realizacji scenariusza twardego lądowania chińskiej gospodarki jest obecnie znacznie większe, niż się jeszcze do niedawna wydawało. Trafna odpowiedź na to ostatnie pytanie z pewnością będzie sowicie nagrodzona.
Wall Street wreszcie się ruszyła
Drugi tydzień z rzędu amerykańscy inwestorzy nie mieli powodu do narzekania na brak mocniejszych wrażeń. Zmienność należy do najwyższych od czterech lat, i to zarówno biorąc pod uwagę jej skalę, jak i zmiany kierunku ruchu. Ostatnie lata przyzwyczaiły ich do niemal nieustannych, jedynie na krótko przerywanych zwyżek, a ostatnie miesiące do prawie kompletnego marazmu. Na tym tle niedawne wydarzenia musiały być dla nich bardzo emocjonujące. Chodzi nie tylko o ostatni „czarny poniedziałek", który przyniósł spadki sięgające niemal 4 proc., ale o całe, składające się z sześciu sesji tąpnięcie, w wyniku którego S&P500 stracił ponad 11 proc. Rozpoczęte w środę odreagowanie było równie dynamiczne, z prawie 4-proc. zwyżką i czwartkową poprawką o niemal 2,5 proc.