Jak po ponad dwóch tygodniach od ogłoszenia przez prezydenta Trumpa szokująco wysokich stawek celnych (Dzień Wyzwolenia) wygląda bilans wydarzeń na rynkach? Jeżeli zamierzeniem republikanina było osłabienie amerykańskiej waluty (w celu poprawy bilansu handlowego), to trzeba przyznać, że akurat ten cel jest realizowany, bo indeks dolarowy runął do poziomu najniższego od trzech lat. Sęk w tym, że odbyło się to kosztem ogólnego kryzysu zaufania inwestorów do amerykańskich aktywów. Rentowność obligacji – kluczowy parametr z punktu widzenia finansowania olbrzymiego zadłużenia USA – która w przypadku papierów 30-letnich była przed szokiem celnym najniżej od grudnia, ostatnio dla odmiany wykonała duży krok w górę, w kierunku pułapu 5 proc. Ataki Trumpa na szefa Fedu J. Powella zdają się tylko pogarszać sprawę.

Z kolei na Wall Street, po początkowym gwałtownym odreagowaniu tąpnięcia, ostatnie tygodnie stoją pod znakiem wysokiej zmienności. Niewątpliwie rynek ma trudności z dyskontowaniem wpływu decyzji Trumpa na gospodarkę, skoro nie wiadomo, które cła wejdą ostatecznie w życie po 90-dniowym okresie przejściowym.

Jest jednak coś, co stanowi spore pocieszenie w tym chaosie – wiele wskaźników nastrojów rynkowych, które śledzimy, sygnalizuje silny pesymizm inwestorów, zwykle typowy dla okresów formowania dołków na giełdach. Przykład – globalny sondaż Bank of America, który został podsumowany jako jeden z najbardziej „niedźwiedzich” w historii. W takich warunkach teoretycznie dość łatwo o pozytywne zaskoczenia.